Loading...

Sauna w oparach samouwielbienia. O specyfice polskich 'Beer Wars'

Trzy donośne głosy krajowej sceny craft - głos Bartka Napieraja, Kopyra i Piwologa - zabrzmiały niedawno w kwestii Żywca APA i podchodów jakie zaczynają wykonywać koncerny żeby wkraść się w scenę craft i uszczknąć kawałęk jej tortu. Bartek Napieraj, jako producent, widzi zagrożenie w praktykach wielkich graczy. Koncerny są traktowane przez niego bezpardonowo jako wróg, który odcina kupony od tego co ciężką pracą wypracowali craftowcy. Który wchodzi na gotowe z próbą zagarnięcia owoców ich pracy. Próbą która ma szansę na powodzenie. Kopyr nie uważa tego piwa za zagrożenie, a prędzej jako pierwszy krok który dla wielu będzie początkiem drogi prowadzącej przez gąszcz 'prawdziwego' craftu. Inaczej mówiąc - zasmakowawszy w ŻAPIE sporo konsumentów przesiądzie się w końcu na piwa craftowe, pozostawiając miałką jakoby ŻAPĘ daleko za sobą. Piwologowi z kolei bliżej jest do zdania Bartka. Uważa, że taka ŻAPA konkuruje ceną i dostępnością, stanowiąc poważne wyzwanie dla craftowców. Co więcej, mimo że ci ostatni miewają swoje wzloty i upadki, świadomi konsumenci powinni ich mimo to wspierać, żeby nie pozwolić na zniszczenie rynku przez koncerny. Czyli jest adwokatem zasady "swój do swego po swoje" i wspierania małych, rodzimych przedsiębiorców przeciwko zagranicznym molochom. A co ja o tym wszystkim myślę?

Nie ukrywam, że bliska mojemu sercu jest zasada Piwologa. Że żywię do koncernów głęboką antypatię. Że cieszę się za każdym razem kiedy jakiś rodzimy przedsiębiorca odnosi sukces, kiedy mucha przebija się przez pajęczynę zastawioną przez pająka. Kiedy jakiś koncern, jakikolwiek, dostaje po rzyci. Niemniej jednak, żeby skopać większego, trzeba mieć argumenty po swojej stronie. Nie tylko emocjonalne, również merytoryczne.

Obecnie bowiem mamy na polskiej scenie craftu dwa problemy. Pierwszy to problem stabilności. Są craftowcy którzy powoli idą w ilość a nie jakość, i których forma w przypadku niektórych warek pozostawia wiele do życzenia. Jeśli w takim momencie wychodzimy z postulatem żeby przymykać na to oko, to tylko scementujemy taki stan rzeczy, przekształcając go w trwałą patologię. Drugim problemem jest brak konstruktywnej reakcji na krytykę. Są craftowcy, którzy uważają piwną blogosferę w Polsce za kupę łajna, dlatego że blogerzy niedostatecznie chwalą ich wyroby, i jeszcze mają czelność zwracać uwagę na niedociągnięcia (true story, bez nazwisk). Tutaj też podejście permisywne poskutkuje dalszą jakościową deterioracją krajowych wyrobów segmentu craft. Szczególnie że ci bardziej aroganccy, mniej odporni na krytykę craftowcy często z drugiej strony mają po swojej stronie rzesze klakierów, którzy będą ich chwalić choćby pakowali do butelek i KEGów ostatni szajs.

Kto jest zatem winien ewentualnemu wstrzeleniu się koncernowej brzytwy w craftowy tort? Moim zdaniem niemała wina jest po stronie niektórych craftowców. Tych którzy olewają jakość. I nie przekonuje mnie twierdzenie że cały czas się starają i jak coś nie wychodzi to przecież nie celowo. Niestety, pewne inicjatywy kiedyś były stabilniejsze, z czasem natomiast jakby mniej energii przykładały do stabilności warek, a więcej do okołopiwnych duperel, na przykład do marketingu. Nie przeczę, marketing wymaga sporych nakładów energii, no ale dla kogoś kto mianuje się rzemieślnikiem i jeszcze dorabia do tego jakiś etos, to końcowy produkt powinien być najważniejszy, prawda? Z drugiej strony mamy craftowców którzy bardziej pieczołowicie podchodzą do procesu produkcji, i którzy zaliczają mniejszą ilość wtop, bądź nie mają ich wcale. I oni są w tym najbardziej poszkodowani. Czasami mam wrażenie, że ci partaczący craftowcy próbują zwalić winę na koncerny, podczas gdy to oni sami zniechęcają konsumentów do sceny craft swoimi wadliwymi albo miałkimi czy niestabilnymi produktami. Najbardziej poszkodowani są ci którzy starannie wykonują swoją pracę. Oni obrywają rykoszetem.

Jakie zatem widzę rozwiązanie, w sytuacji w której niektórzy craftowcy zniżkują jakościowo i zamiast popracować nad swoją formą obrażają się na krytycznych konsumentów/recenzentów oraz na koncerny, bo tak jest łatwiej? Presję środowiskową. Nie tyle konsumencką czy recenzencką, ona póki co nie działa tak jak powinna. Chodzi mi o presję międzyproducencką. Na chwilę obecną w polskim crafcie nie ma jej wcale. Producenci w większości sobie nawzajem kadzą, nikt otwarcie nikogo nie krytykuje, no bo nie wypada, no bo to koledzy, bo wszyscy się znają i jest taka fajna atmosfera. Takie stawianie sprawy jednak również sprzyja patologii. O wiele zdrowsza sytuacja by była kiedy piwowar z craftowca X podbiłby do piwowara z craftowca Y i mu przekazał - uprzejmie ale stanowczo - co myśli o jego wadliwym piwie, o braku stabilności jego warek. Ustawił go do pionu, może nawet publicznie. Atmosfera może by się chwilowo popsuła, ale powstałaby w końcu wspomniana presja wewnątrzśrodowiskowa, która współistnienie różnych przedsięwzięć craftowych w Polsce nie sprowadzałaby do 'koleżeńskiego współzawodnictwa' z którego nic na dobrą sprawę nie wynika w kwestii jakości wyrobów, ale pchnęłaby wszystko o co najmniej jeden stopień wyżej. Koniec końców producenci bardziej by się starali walczyć jakością, scena craft by okrzepła i mogłaby stawić czoło koncernom mając po swojej stronie nie tylko argumenty o charakterze emocjonalnym.

Ostatecznie, skoro już niektórzy nawiązują do 'Beer Wars' i nomenklatury wojennej - wyobraźcie sobie regiment Legii Cudzoziemskiej, w którym brakuje dyscypliny, wszyscy się niby trochę starają, ale tak naprawdę podchodzą do treningów przed wojaczką jak do zabawy. Ktoś tam nie strzela zbyt celnie, oj tam oj tam, ale fajne kawały opowiada. Ktoś tam wolno biega, ma czas reakcji ślimaka, no ale nie będziemy mu tego mówić, nie wypada, pewnie się stara ale mu różnie wychodzi. I wyobraźcie sobie że taki regiment musi w końcu stawić czoło świetnie wyszkolonej armii najemnej jakiegoś kacyka. Zostaje starty w proch.

Kto zawinił?

Żywiec APA 2823504876163844307

Prześlij komentarz

  1. kraftowcy ładują amerykański chmiel, Żywiec też i kraftowcy zaczynają trząść się ze strachu przed utrata chmielu :) A że potrafią w wiekszości sypać tylko US chmiel .... podejrzewam że gdyby US chmiel nagle sie skończył to ponad połowa browarów by nie miała co robić :D Troche innowacji... więcej kwasów, więcej wędzonki (mimo ze nie przepadam), są niemieckie chmiele i różne inne (nie tylko US), Risów też by się troche przydało, barleywine....
    a że chmielenie w modzie no to kraftowcy sieją panike na własne życzenie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tropchę hiperbolizujesz, ale faktycznie gros piw craftowych na obecnym etapie bez amerykańskich chmieli nie ma racji bytu. No ale takie są oczekiwania rynku - ja bym osobiście się bardzo cieszył z porządnego altbiera, ale takie coś by się chyba sprzedawało bardzo opornie. Chciałbym wierzyć że ta jednostajna moda przeminie, że zostaną piwa mocno chmielone, ale że oferta browarów się bardziej zróżnicuje.

      Usuń
  2. Mogę się podpisać pod twoim tekstem ;) Dziwi mnie też fakt, że craftowcy tak mocno chcą z ŻAPĄ walczyć, przecież ich piwo schodzi od razu z hurtowni. Jestem tym niby beer geekiem i kocham piwa craftowe. Nie będę jednak jeździł 50km w jedną stronę do większego miasta, żeby sobie kupić parę sztuk do grilla. ŻAPĘ mam w pobliskim sklepie osiedlowym i się idealnie nada na taką imprezę. Z resztą ja się jeszcze nie spotkałem z opinią wielce wychwalającą owe pale ale z Żywca. Takie bojkotowanie trochę mi przypomina akcję z Ciechanem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko, ja na grilla często biorę Argusa Maestic i też jest w porządku. Co do ŻAPY, to z reguły opinie są tendencyjne, w jedną albo w drugą stronę. Przynajmniej ja większość z nich odbieram jako przeideologizowane.

      Usuń
  3. Świetna analiza, mam nadzieje, ze 'playboye polskiego craftu' wezmą się za robotę. sodówa uderza, a niestety do poziomu (równego poziomu, warka za warką) chociazby craftów skandynawskich, czy brytyjskich ciągle daleko. O piwach z USA nie wspomnę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kurcze, to jest problem.

    Ja w koncernach widzę zagrożenie. Wiadomo, że jeśli wygryzą craft, to sami zamkną co ciekawsze własne linie i dojdziemy do momentu w którym Żubr Ciemnozłoty będzie rarytasem dla koneserów. Tak było jeszcze całkiem niedawno. Ja pamiętam te czasy i każdy z Was pewnie też.

    Ale to też wina craftowców – niektórych przynajmniej. Ty piszesz o jakości. Jest bardzo ważna. A ja dodam od siebie też coś jeszcze - walka z monotonią.
    Otwiera się nowy browar. Co nam zaproponuje? W 2/3 wypadków zacznie od AIPY. Pozostała 1/3 wypadków też najprawdopodobniej będzie na Ameryce. I nie jest to nic złego, ale wiele browarów poza sypaniem Ameryki nie ma nic do zaoferowania. Albo AIPA z przyległościami (APA itd.), albo jakiś znany styl zawalony Ameryką (np. American Stout – bez kitu łatwiej mi kupić Stouta z Ameryką niż zwykłego), albo jakiś nieczęsty styl (ale i tak zawalony Ameryką, żeby zagłuszyć to, co w nim wyjątkowe). I nie narzekam – to wszystko jest okej. Rynek potrzebuje takich piw i ja też mogę sobie z przyjemnością wypić American Saisson – chociaż oczywiście chciałbym też mieć i dostęp do wersji klasycznej. Nie oczekujcie jednak, że będę się jarał każdą nową AIPĄ jak dawniej Atakiem czy Rowingiem.

    Ale to prowadzi to sytuacji w której koncern zajmując się Ameryką jest dla craftowców zagrożeniem. Sama ŻAPA wiosny nie czyni, ale jeśli okaże się sukcesem, to zły koncern rozszerzy działalność i o bardziej hardkorowe piwa. A koncern może konkurować ceną. Jak zechce, to może nawet sprzedawać piwa poniżej kosztów – bo na dłuższą metę wykończenie craftu może mu się zwyczajnie opłacać.

    Z drugiej strony jednak – Ameryka robi dla craftu lwią część dochodów i rezygnacja z piw chmielonych Amerykańcami byłaby dla tych browarów równoznaczna ze zwinięciem biznesu. Sytuacja iście patowa.

    Jedynym jej rozwiązaniem jest, jak sądzę, rozwój rynku innych gatunków. Ponoć nie samą Ameryką rewolucja stoi. Tylko tutaj więcej zależy od rynku – czy uda się nakręcić taki hype na inne gatunki jak obecnie na Amerykę. Ostatnio np. moda jest na wędzonki i liczmy, ze im się uda :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wędzonki które też będą dowalone ameryką... bo czemu by nie :D :D
      Po za US chmielami są też inne ciekawe, ale jedynie co jest na topie ostatnio to cytrus i wysoka goryczka... nie ważne jaki styl, ma być cytrus i goryczka...

      Usuń
    2. Jest parę browarów innowacyjnych pod względem stylistycznym, ale dla większości obecna sytuacja jest wygodna. Ładują chmiel wywrotkami do każdego piwa, a rynek wszystko chłonie. Tylko właśnie - jest to krótkowzroczne działanie. Z drugiej strony, żeby przekierować uwagę konsumentów na piwa inne, bardziej słodowe czy też zawdzięczające swoją wyjątkowość drożdżom trzeba wytrwałości, chęci do ryzyka, wizji. No, trzeba jaj, nie oszukujmy się. A wielu ich nie ma. Wierzę jednak, że koniec końców wahadło odbije w drugą stronę.

      Usuń
    3. To głównie kwestia odbiorców.

      Dawniej hipsterstwo pijało miodniaki. Pamiętacie boom na nie? Każdy, ale to bez kitu każdy chciał je warzyć, żeby dziunia w grubych oprawkach z podgolonym młodzieńcem mogli sobie wypić Ciechana Miodowego.
      Teraz ta sama dziunia i ten sam młodzian (tylko własnie zapuszcza drwalowską brodę) jarają się cytrusami i żywicą - czyli prawdziwymi aromatami świąt, jak się zastanowić (u mnie jeszcze robi się sałatkę z gotowanych warzyw, dlatego niektórzy piwowarzy pamiętają i o tym aromacie). Po prostu - na chmiele z USA jest moda - i tylko się cieszyć. Zawdzięczamy jej wiele świetnych piw, a ci ludzie pijący piwo, bo jest modne, nakręcają ruch w biznesie.

      Tylko moda to coś ulotnego. Ona przeminie. I co wtedy? Może będzie modna wędzonka (sądząc po ruchu w biznesie może tak być), ale może modnym napojem nie będzie piwo? Tylko jakieś "Modżajto"? Cholera wie.

      Dlatego np. bardzo cieszy mnie to, że kilku craftowców warzy również piwa inne niż setna wariacja na temat AIPY - mimo, że (jak mówił Bartek Napieraj) muszą do kilku pierwszych warek dokładać. Ale to dla mnie przejaw myślenia długoterminowego - bo tworzą tym samym rynek. Dwa kciuki w górę za takie podejście.

      Jak teraz to przemyślałem, to myślę że główni craftowcy przetrwaja zmiany trendów (bo i beer geeków nie brakuje, więc jakiś popyt zawsze będzie), ale słabsi zawodnicy mogą mieć lipę, gdy Ameryka wyjdzie z mody.

      I jeszcze jedna myśl mnie naszła - chociaż to raczej temat do dywagacji. Zastanawia mnie na ile koncern może wpływać na rynek np. wykupując amerykańskie chmiele. Pamiętacie? Kilka lat temu była taka sytuacja, gdy popyt był znacznie większy niż podaż. Słabe zbiory w US i ogólna lipa na rynku. Wtedy kolaboranci wypuszczali własnie Sępa z wyżebranych próbek chmielu. Czy jeśli zbiory znów będą słabsze, to kilka koncernów nie może położyć łapy na chmielach? Nic nie sugeruję, po prostu pytam.

      Usuń
    4. problem jest taki, ze jezeli z 500 premier piwnych ostatniego roku 300 stanowia ale+amerykanski chmiel, to co oni wszyscy zrobia jak ŻAPA sie ugruntuje i jeszcze powiedzmy KP pusci angielska IPA na poziomie zblizonym do koncernowek z UK (sam kopyr kosztowac IPA z Tesco UK i psow na nim nie wieszal specjalnie)..........te premiery kolejnego ALE+US chmiel z ciekawa etykieta straca sens, bo koncern "piwne specjalnosci" musi wycenic ponizej 4pln, a kraftowcy daja 8-10pln :D

      Usuń
    5. Moda może przeminąć, choć moda na jasne dolniaki trwa w najlepsze od ponad wieku, więc nie wiadomo. Jeśli jednak przeminie, to część kraftowców zwinie swoje manatki i przerzuci się na inną działalność. Łez zbyt wielu przy tym nie uronią - przewaga "browaru" kontraktowego nad browarem prawdziwym jest mały nakład inwestycyjny. Zauważalne jest w związku z tym, że ci którzy budują własny browar częściej dbają o dywersyfikację stylistyczną, natomiast kontraktowcy warzą częściej na jedno kopyto.

      Usuń
  5. Piękny obrazek milordzie, naprawdę w punkt :)
    Wszystko się zgadza, ale ja rozwiązanie widzę o wiele prostsze. Zamiast liczyć na wewnątrzkraftowy opeer, co, bądźmy szczerzy, zdarzy się tuż po tym jak piekło zamarźnie, wystarczy że my, klienci, "zagłosujemy nogami" czy raczej naszymi portfelami. Piwo wyszło słabe? Nie kupuję. Piwo nie jest warte swojej przesadzonej ceny? Nie kupuję. Proste. Minus jest taki, że jak ja nie kupię, to i tak znajdzie się pięciu innych na moje miejsce, którzy je wezmą i będą się zachwycać.
    Poza tym nie czarujmy się, krafty i koncerny w ogóle nie są konkurencją. To są dwa kompletnie nie pokrywające się segmenty rynku, to raz. A dwa - co by koncerny nie wypuściły, to i tak nie zagrozi popytowi na krafty w polandzie, który to popyt jest dużo przerastający podaż. I tu jest źródło tego że niektórzy rzemieślnicy jakość zaczynają traktować po macoszemu. Ktoś kiedyś słyszał żeby jakiś polski kraft zutylizował nieudaną warkę? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do ostatniego pytania - tak, nieraz.

      Usuń
    2. No właśnie głosowanie portfelem póki co działa tak sobie. Są te wspomniane tłumy klakierów. Sporo ludzi pije marketing, otoczkę a nie piwo. I nie są to tylko konsumenci koncernówek, takie same zjawisko występuje wśród 'geeków'. Zaś co do utylizacji, to tak jak Piktor napisał, było parę takich akcji. Niezbyt wiele, ale tym którzy to zrobili należy się uznanie.

      Usuń
    3. taka Pinta dopracowala krzywa podaz-popyt do perfekcji. QUatro i Imperator wypuszczony w ilosciach detalicznych, zeby budowa legende, nie psuc wizerunku luksusu. Bo kto by przebieral nogami za tymi piwami jakby w kazdym sklepie lezalo po 4 kartony kazdego. Nie pilem bo sie nie zalapalem, ale ciekawe jest czy nie pilbym wlasnie marketingu miast piwa :D

      Usuń
    4. @anonimowy

      QUatro i Imperator - były świetne, nie piłbyś marketingu - więc żałuj :)

      Usuń
  6. Cały ten tekst odebrałem jako skierowany do "piwnego światka", bo rozumiem, że coś takiego istnieje. W stawie nad którym unosi się Duch Craftu pławią się rzemieślnicy i blogerzy i spijają sobie z dzióbków RIS-a. Na brzegu czyha groźny pająk Koncerniak. Tak to sobie wyobraziłem, bo jestem tylko konsumentem piwa, a tezy przedstawione przez Ciebie przywołały taką właśnie wizję. Zawsze myślałem, że biznes to biznes, obojętnie w jakiej branży. zapewniam Cię, że gdybym konkurencyjnych rzemieślników w mojej dziedzinie zaczął pouczać i ustawia do pionu, to obicie mordy byłoby najmniejszą karą. I tak słyszałem już pełne złości opinie, że niszczę konkurencję. Polegać to miało chyba na tym, że u mnie są kolejki, a inni się nudzą. Gdybym jeszcze im powiedział, że papudraczą i oszukują (a tak jest) to niech mnie Bóg ma w swojej opiece. Nie cierpię koncernów i przemysłowo produkowanej żywności. Nie jadam i nie piję nic wysoko przetworzonego. Jednak będę kibicował GŻ. Twoja diagnoza stanu polskiego piwnego rzemiosła jest mało odkrywcza, ale słuszna. Wielokrotnie o jakości polskich piw była już mowa. Należy mieć nadzieję, że wizja koncernowej Szeloby zmusi producentów do ogarnięcia się, poprawy powtarzalności, eliminacji wad, refleksji nad ceną (amortyzacja coś ostatnio strasznie w górę poszła?). Czego, jako piwożłop, sobie w te Święta życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem coraz bardziej ciekaw, jakim to rzemiosłem się zajmujesz ;) A Szeloba Szelobą, wciąż jest mało śmiałków ufnych w bezpieczne przebycie Cirith Gorgor.

      Usuń
  7. Nic dodać, nic ująć - bardzo ładny wywód dotyczący polskiego "craftu" i choroby, która go powoli toczy od środka - można zaryzykować stwierdzenie, że prawdziwie świadomi konsumenci coraz częściej trzy razy się zastanowią, zanim zakupią polski wytwór rodzimej produkcji - świetnie rozreklamowany w mediach społecznościowych, ale... No ale marketing swoje robi i na razie scenie craft nic nie grozi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. indeed...........ja coraz czesciej kupuje piwna premiere jesli znajde slad w miare pozytywnej recenzji, czy to blogera czy browar.biz. Mozecie krytykowac ale zbyt wiele razy dostalem prodkukt na poziomie ŻAPA za 10pln nahajpowany w necie na maxa, a portfelz gumy nie jest, a co wypada a co nie to mi wisi :-D

      Usuń
  8. w nienawiśći do alebrowaru tak zostałem wychowany tylko prawilne piwerko jebać marketing

    OdpowiedzUsuń
  9. Pewne rozbawienie wzbudził we mnie fragment nawołujący do zjednoczenia się rzemieślników w boju przeciwko koncernom. Przecież dla rzemieślnika konkurentem w zasadzie nie jest koncern, nawet jeśli czasem wypuści jakieś ciekawsze piwo. Koncern celuje w konsumenta masowego, dlatego poszerzając ofertę raczej ograniczy się do piw niekontrowersyjnych, dość łagodnych w powszechnym odbiorze. A i nadmiernie szaleć z różnorodnym asortymentem nie będzie. Koncern z definicji jest nieruchawy i ostrożny, a proces decyzyjny długotrwały. Rzeczywistym konkurentem jest właśnie inny rzemieślnik, wiec jeśli mu się noga powinie, to nie ma specjalnego powodu do zmartwień. W końcu konkurencja w tym segmencie coraz większa. Oczywiście dopóki rzemieślnik będzie produkował coraz to nowe piwa może liczyć na stabilne grono maniaków, którzy nabędą każdą nowość, niezależnie od jej przewidywanej jakości. Ale jeśli nowych inicjatyw i piw będzie przybywało, to ilość takich maniaków bezkrytycznie kupujących wszystko może się zmniejszyć z uwagi na koszta, ale i fizyczne możliwości konsumpcji. Dlatego uważam, że jedyną szansą na poprawę jakości jest rozwój rynku piw rzemieślniczych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem w tym, że przez konsumenta 'przypadkowego' rynek piw 'rzemieślniczych' będzie traktowany zazwyczaj całościowo, wszyscy będą wrzucani do jednego worka, jako te małe browary. No i taki konsument może w wyrobach rzemieślniczych jak najbardziej zasmakować, tyle że jak się natnie parę razy na drogie wtopy, to rynek craftowy ma takiego konsumenta już w zasadzie do końca życia z głowy. Oczywiście w walce o konsumenta już wyrobionego masz rację, że potknięcia innych craftowców mogą tych lepszych cieszyć. Ale w perspektywie poszerzania rynku zależność jest odwrotna. Co więcej, rynek może się wręcz skurczyć poprzez odpływ tych mniej zdecydowanych, tych którzy przedkładają stałość jakości ponad kolekcjonowanie smaków. A tych wśród obecnych konsumentów craftu jest wbrew pozorom bardzo dużo. Rozwój rynku piw rzemieślniczych o którym na końcu wspominasz najbardziej optymalnie będzie przebiegał po upadku fasad wzajemnej adoracji.

      Usuń
  10. Generalnie dobry tekst Panie Autorze. Jednak z jego treści można wysnuć wniosek, że owe "beer wars" to jakaś mityczna potyczka pomiędzy dobrymi crafterami i złymi koncernami gdzieś daleko, na wyżynach Olimpu. Pominąłeś zupełnie trzecią stronę potyczki - zwykłych śmiertelników z Planety Ziemia i ich pieniądze. Ostatecznie to klienci swoimi wyborami w sklepach zdecydują, kto wygra, kto przegra i kto zniknie z kart historii. Czy zachcą płacić po 8-10 zł za butelkę, by rodzime młode tygrysy biznesu miały się dobrze? Mam nadzieję, że jeśli tak, to dlatego że za wysoką cenę otrzyma się odpowiednio wysoką jakość, a nie tylko ładną butelkę z magicznym słowem "rzemieślnicze". W innym przypadku normalny klient (wyłączam snobów) weźmie ze sklepowej półki piwo ze "złego" koncernu, które również będzie smaczne, też będzie miało w składzie pięć gatunków amerykańskiego chmielu, sześć gatunków słodu, trzy gatunki drożdzy itd itp, ale będzie o kilkadziesiąt procent tańsze niż craft...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie szkopuł w tym, że na chwilę obecną gros konsumentów wydaje się kierować 'hajpem' i renomą niektórych inicjatyw, więc pogłoski o racjonalności indywidualnych wyborów konsumenckich wydają się być mocno przesadzone.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)