Loading...

Sześciopak polskiego craftu

Niekończący się wysyp nowych polskich piw zmusił mnie do zmiany formuły publikowania ich recenzji. Nie chcę żeby blog się składał tylko z omówień polskich piwnych nowości, stąd też, jeśli akurat nie nadarzy się okazja do wpisu tematycznego, będę co jakiś czas publikował wpis o sześciopaku złożonym z wyhaczonych niedawno premierowych wywarów. Z czasem być może nadejdzie okazja żeby na podstawie cyklu nieco pomędrkować o stanie polskiego craftu jako takiego. Oto pierwsza porcja.

Nosferatu (alk. 5,7%), czyli black IPA od Zadrugi, pardon, Radugi, tak mi smakował, że wypiłem trzy butelki pod rząd w warszawskiej Łośce. Zgodnie z opisami rozczarowanych recenzentów jest to raczej łagodne piwo, no ale ja niekoniecznie potrzebuje chmielowego kopa w twarz żeby mi piwo smakowało. Wpierw tropikalno owocowe chmiele przygotowują zmysły do dalszych doznań, po czym zanikają, zastępowane przez klasyczne, stylowe połączenie czekolady i żywicy, zaś finisz dzięki swojej wytrawności, delikatnym nutom palonym, a przy tym średnio mocnej goryczce ma coś z dry stouta. Zbalansowane, bardzo smaczne piwo. (7/10)

Bednary Kakarotto vs. Wet Hop (alk. 5,5%), ejl chmielony świeżo zerwaną Sybillą ma w części chmielowej ten ostro-łodygowy, zielony charakter który napotkałem w wielu piwach chmielonych świeżą szyszką. Poza tym cytrusowa, a konkretnie pomarańczowa strona Sybilli została tutaj wyeksponowana i połączona z angielskimi ciasteczkami od słodów. Ciało jest średnie, ale jak na czternastkę piwo jest zdradliwie sesyjne, a przy tym jedynie umiarkowanie goryczkowe. Lubię takie wyważone piwa. (7/10)

Sobótka Górka to jeden z polskich browarów których mi brakowało do kolekcji. Wypiłem pół litra 'dwunastki' (alk. 4,5%) w try miga w warszawskim Piw Paw, nie dlatego jednak że mi tak bardzo smakowało, a dlatego że chciałem z tego lipnego miejsca jak najszybciej uciekać. Nie byłby to zły lager, ot po prostu nieszczególny, średnio słodowy, z nieco mocniejszą goryczką niż u 'regionalnej' konkurencji. Byłby a nie jest, ponieważ wkradła się weń niezbyt przyjemna, cydrowa jabłkowość, podczas gdy samo piwo nie było skisłe ani nawet specjalnie kwaskowe. Dziwne to i nie do powtórzenia. Nie ma po co. (4/10)

Doctor Brew Summer Ale (ekstr. 11%, alk. 4,2%) wykazuje braki w umiejętnym słodowaniu. Odmiennie od większości piw z pozostałej oferty doktorka, nie jest specjalnie mocno chmielone. No i przy stonowanej jak na doktorka goryczce i trochę wycofanej chmielowości w smaku brakuje mi w tym wszystkim jakiejś treściwszej, aromatycznej słodowości. Bukiet piwa przez nos jest fajny – tropikalny, słodki, cytrusy, trochę liczi, trochę mango. Ale tego wszystkiego w smaku w zasadzie brak. (5,5/10)

Vuelta (alk. 4,8%) to drugie piwo polskiego Spirifera, które zostało uwarzone w czeskim Vyskovie. I w odróżnieniu od niezbyt porywającego, ale jak najbardziej pijalnego Tourmalet, tutaj wyszła klapa, no chyba że to akurat moja butelka była kopnięta. W nietypowym bukiecie wyczułem nuty mięty świeżo z krzaka, nadmiar geranium i trochę tytoniu. Potem robi się karmelowo. W odróżnieniu od natłoku aromatów, smak jest wodnisty i pusty, a nadmiar geraniolu czyni go niezbyt strawnym. (3,5/10)

Spirifer 303 (alk. 5,1%) to konceptualnie ukłon w stronę polskich lotników, którzy latając angielskim sprzętem przyczynili się poważnie do wygrania przez Anglię powietrznej wojny z Niemcami w trakcie Drugiej Wojny Światowej. No a potem, jak wiadomo, bezhonorowi Angole potraktowali nas per pedes, a nawet zażądali zapłaty od polskiego rządu na uchodźstwie, za to że nasi piloci mogli sobie polatać na angielskim sprzęcie w obronie Anglii. Piwo jest w stylu ESB, ale w aromacie czuć głównie drożdże niczym w trakcie fermentacji burzliwej, a także trochę ciasteczek i masełka. Nie jest to nic przyjemnego. Pusty, drożdżowy smak punktowany jest suchą, ziemistą i ściągającą goryczką. Ciężko mi tutaj znaleźć cokolwiek fajnego. Klapa. (3,5/10)

Jeśli ktoś miałby wyrokować na podstawie tego sześciopaku o kondycji polskiej sceny ‘rzemieślniczej’, to raczej marnie wypadłby wyrok. Tylko Raduga i Bednary trzymają poziom, a Spirifer niniejszym zostaje przeze mnie wyautowany tak jak Olimp.

^Spirifer 3108190434685854357

Prześlij komentarz

  1. Nosferatu to faktycznie raczej chmielony z amerykańska stout, jeżeli komuś zależy na klasyfikacjach. Co by to nie było - jest pyszne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raduga to w ogóle jasno świecąca gwiazda. Plan wydawniczy wyzbyty hektyki, za to piwa dopracowane, przynajmniej jak na razie.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)