Loading...

Doktorek nauczył się leczyć

Z piwami Doctor Brew nie było mi dotychczas po drodze. Owszem, świetny aromat zapowiadał przyjemne doznania, ale zarówno Sunny Ale jak i American IPA z pierwszych warek były piwami przeholowanymi, na jedno kopyto, męcząco goryczkowymi. Nie odpuściłem jednak i kupowałem sukcesywnie nowości. No i wyszło zupełnie inaczej niż tego oczekiwałem.

Kinky Ale (alk. 6,2%) pięknie pachnie, ale to w przypadku piw Doktorka żadna nowość. Słodycz różowego grejpfruta, brzoskwini i poziomki, rześkość cytrusów, ciasteczkowość słodów i kwiatowość bzu. Bardzo przyjemnie. Tyle że w dotychczasowych piwach Doktorka smak był rozklekotany, przeholowany, ekstremalny. A w Kinky Ale nie jest. Jest balans między pełnią a podbitą ale nieprzesadzoną goryczką (i to przy deklarowanych 71 IBU), jest aromatyczna chmielowość i słodowa miękkość w ustach. Stan rozgrzania w jakim gardło znajduje się po przełknięciu unaocznia zawartość alkoholu, bo poza tym nie czuć ciężaru tego piwa. Bardzo dobre. (7/10)

Zachęcony tym doświadczeniem sięgnąłem w głąb lodówki w miejsce w którym sobie stała butelka American IPA (alk. 6,2%), które mi za pierwszym razem nie podeszło. No i co? W aromacie cytrusy, żywica, mango etc., czyli wsio to co ongiś. Różnica jest taka, że goryczka jest o niebo lepiej zintegrowana a piwo całościowo zbalansowane. W takiej formie, również dzięki ciut karmelowej słodowości, jest to godna konkurencja dla Ataku Chmielu. Wot siurpryza! (7,5/10)

Podbudowany poprzednimi dwoma piwami wziąłem się za Cascade IPA (alk. 5,6%), które okazało się jeszcze lepsze. Zielona czcionka na etykiecie nie została chyba wybrana bez kozery, aromat nie jest powiem słodko tropikalny, a właśnie rześko zielony. Spodziewałem się uderzenia liczi, którego tymczasem w Cascade IPA nie odnalazłem wcale, ale za to piwo aż bucha świeżutkim chmielem ledwo co wrzuconym do kadzi. Takim zielonym, żywicznym, trawiastym chmielem. Jakaś owocowa nutka mi się tu pałta, stając się wyraźniejszą w smaku, nie potrafię jej jednak konkretnie przyporządkować. Najbardziej kojarzy mi się z połączeniem zielonego melona zaraz spod skórki z agrestem. Czyli jest to też ‘zielona’ nutka. Piwo jest nieco bardziej wytrawne od AIPA i Kinky Ale, szczególnie w finiszu, ale znowuż jest świetnie skomponowane i wyważone, a goryczka odmierzona profesjonalnie. Dodatkowo dobrą robotę robi kremowe nasycenie wraz z miękkim profilem słodowym. Całościowe wrażenie każe skonstatować, że właśnie wypiłem jedno z najlepszych piw w kraju. Kto by pomyślał! (8/10)

American Witbier (alk. 4,8%) dla kontrastu jest dość stonowanym chmielowo piwem. Amerykańskie cytrusy wraz z chlebem pszennym grają tylko rolę wspomagającą dla intensywnej kolendry, a przyprawowość wędruje momentami w rejony kminu rzymskiego oraz trawy cytrynowej (prawdopodobnie efekt współdziałania chmieli z nutami przyprawowymi), sprawiając że ten amerykański wit robi dość orientalne wrażenie. Tym bardziej że oprócz całkiem mocnej jak na wita goryczki w finiszu robi się nieco pieprznie. Piwo ma bardzo daleko do najlepszych warek Viva La Wita (od którego jest bardziej wytrawne), niemniej jednak dzięki swoistej azjatyckości daje bardzo radę. (7/10)

Przy którejś wizycie w sklepie specjalistycznym zdecydowałem się sięgnąć po butelkę Sunny Ale (alk. 5,2%) żeby sprawdzić czy faktycznie stonowano w późniejszych warkach męczącą goryczkę obecną w pierwszej. Aromat jak zwykle świetny, nie wiem czy ci goście są w stanie zmaścić tę część piwa. Taki już urok nowofalowych chmieli, Cytrusów od groma i trochę, grejpfrut, pomarańcza, trochę mango. I tak, goryczka (60 IBU) faktycznie bardziej stonowana niż pierwotnie, choć zbyt sucha jak na mój gust. Jest też trochę słodowości haczącej o chlebowość, choć w tym akurat piwie, po zmniejszeniu poziomu nachmielenia uwydatnia się bieda dotycząca części słodowej, która jest mdła i nieprzekonująca. Poza tym jest to wytrawne, mocno grejpfrutowe piwo. Niby w porządku, ale brakuje mi w nim efektu orzeźwienia, nie absorbuje zmysłów, ale i nie zmywa z nich codziennych trosk, jak na to bowiem zbyt topornie wchodzi. Szkoda. (6/10)

Australian Weizenbock (alk. 7%) - ciekawy pomysł na mieszankę stylistyczną, i jak najbardziej udany. Pity z kija w krakowskim House Of Beer dysponował świetnym bukietem, w którym nuty bananowe uzupełniane były przez rześką cytrusowość oraz słodką marakuję. Pełnia jest nieco niższa niż w innych weizenbockach, za sprawą czego mimo 7% alkoholu piwo wchodzi dość gładko, a nawet orzeźwia. Dosypano tutaj sporo chmielu australijskiego na smak i aromat, natomiast goryczkę na szczęście pozostawiono lekką. Kolejne świetne piwo od Doktorka. (7,5/10)

Last but not least, Black IPA (alk. 6,2%). Skojarzyła mi się z lodami czekoladowymi w waflu, zza których wystaje raczej nieśmiało witka sosny. Jest więc zdecydowanie bardziej słodowo niż chmielowo, co jak na ten browar jest pewnym ewenementem. W smaku jest już więcej żywicy, choć nadal pierwszoplanowym aktorem są te lody czekoladowe. Goryczka mocna. Bardzo smaczny wywar. (7/10)


Pojawiały się jakiś czas temu głosy że Doctor Brew ma prostackie podejście do warzenia, że słodowa podbudowa ich piw trąci amatorką a wszystko jest dopiero wtedy cacy jak piwo jest jednoznacznie zdominowane przez chmiel. Z początku bym się pod tymi zarzutami podpisał, ale niektóre piwa Doktorków są jednak bardziej zniuansowane i bardzo udane. Po prawdzie to poza Sunny Ale i nieudanym American Weizenem wszystkie ich obecne wyroby dostarczają mi wiele przyjemności w trakcie picia. A o to przecież chodzi.

recenzje 5565720022713649877

Prześlij komentarz

  1. Jak dla mnie Kinky Ale najlepszym piwem z DB (i nie dlatego, że Kopyra tak powiedział) jest najbardziej zbalansowane.
    Black IPA dobra ale ta z AleBrowaru chyba najlepsza w Polsce. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja miałem problem z Australian Weizenbockiem. No wymęczył mnie - niby tylko 44 IBU, ale goryczka dla mnie strasznie długa i zalegająca. W życiu bym jej delikatną nie nazwał :)
    No i weizenbock. Może faktycznie był to weizenbock. Może był to pils. Może zupa mleczna z lanymi kluskami. Może woda z kwiatków. Nie mam pojęcia - chmiele przykrywały wszystko. Nic poza nimi nie czułem. Może to to, że ja piłem wersję butelkową.

    Ogólnie mam ten problem z Doktorkami - dla mnie są zbyt najednokopytni. Hej - taki Ale Browar też lubi nowofalowe chmiele. Ale ich piwa jestem w stanie rozróżnić. A doktorków nie.

    Pozdro
    Bolo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piłem Weizenbocka dwa razy z kija i za każdym razem byłem bardzo zadowolony, nie czułem się też przytłoczony lupuliną. Z początku byli jednokopytni, to fakt, ale moim zdaniem właśnie Weizenbock czy Black IPA udowadniają, że pędzą już na co najmniej dwóch kopytach :)

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)