Loading...

Belgia w Holandii, Holandia w Belgii

Pisząc o belgijskim piwowarstwie nie powinniśmy zapominać, że Belgia to sztuczny twór państwowy, powstały w 1830 roku w wyniku perturbacji po Kongresie Wiedeńskim. A przecież piwowarstwo, w tym i klasztorne, istniało na tych ziemiach już dużo wcześniej. Belgia jako państwo w którym muszą współżyć nie trawiący się holenderskojęzyczni Flamandowie oraz władający językiem francuskim Walonowie jest – w dużym uproszczeniu – kawałkiem Holandii i kawałkiem Francji w jednym. Pisząc więc o belgijskim piwowarstwie mamy w istocie na myśli piwowarstwo północnofrancuskie (rzadziej) bądź też południowoholenderskie (częściej). Tak więc „belgijskie” piwa w sensie gatunkowym warzone w Holandii powinny być oczywistą oczywistością. Zobaczmy więc jak się prezentuje wybór reprezentantów „belgijskich” stylów piwa warzonych w obecnych Niderlandach.

Parel Witte (alk. 5%) to dziwny witbier. Niby jest w składzie kolendra oraz cytrus (to zamiast curacao), ale drugiego czuć tutaj w śladowych ilościach, kolendry zaś nie wyczułem wcale. Jest za to słód, sporo drożdży, estry bananowe oraz subtelny goździk. Przy czym aromat do wyraźnych nie należy. W smaku już się w końcu delikatna kolendra pojawia, nie ratuje jednak całości. Ta bowiem jest zadziwiająco słodka, a jak na styl wręcz zamulająca. W dalszym ciągu mocno czuć drożdże i na dobrą sprawę nie ma tutaj niczego co stanowi o klasie klasowego wita. Ciężko się to pije. Doły gatunku. (Ocena: 4,5/10)

Emelisse Blond (alk. 6,8%) niby to jest takim blondem typu belgijskiego, czyli bardziej owocowym, pikantnym, mocniejszym alkoholowo odpowiednikiem czeskiego pilsa, ale na RateBeer jest klasyfikowany jako IPA. A to dlatego że w kadzi wylądowało od groma i trochę chmielu Cascade, za sprawą czego dla niektórych profil aromatyczny nie ma już z blondem belgijskim zbyt wiele wspólnego. Zgoda, tyle że blond może być mocno chmielony, a nie jest powiedziane że piwowar ma się ograniczać do chmieli kontynentalnych. W ten sposób powstał chmielony modną odmianą blond, za sprawą czego baza jest nieco miodowo słodowa, okraszona typową dla belgijskich drożdży pikantnością, a z drugiej strony chmiel dodał piwu mocne nutki owocowe z rejonów liczi, agrestu i pomelo. Muszę powiedzieć że takie połączenie bardzo do mnie trafia i działa w Blondzie dużo lepiej niż w dwóch innych piwach z Emelisse skonstruowanych w podobny sposób (belgijskie drożdże plus kolonialny chmiel) czyli DIPA oraz TIPA. Pełnia jest średnia z tendencją zwyżkową, goryczka mocna jak na blonda, choć nie do końca jak na IPA, główna część owocowa, finisz zaś dla kontrastu ze smakiem oraz pełnią jest pikantny oraz wytrawny. Takie blondy to ja rozumiem. Jedno z najlepszych piw z tego browaru. (Ocena: 8/10)

Przenosimy się do browaru Lindeboom którego Gouverneur Speciale 140 (alk. 5,5%) jest już klasycznym belgijskim blondem. Ten browar nie słynął nigdy z pierwszorzędnych piw, choć akurat to jedno jest naprawę niezłe. Aromat jest w pierwszym rzędzie chmielowy, potem słodowy, a dopiero pod tym pokładem czuć pochodzące od drożdży nutki owocowe z rejonów pomarańczowo-morelowych. Tu więc widać rodowód blonda, wymyślonego jako konkurenta dla pilsa. Smak jest fajnie gładki i miękki, zakończony średnio mocną, lekko ściągającą goryczką, i w rzeczy samej byłby to bardzo dobry, ba, nawet świetny blond, gdyby jednak w głównej części nie był aromatycznie pusty a przez to wodnisty. Początek i finisz są bardzo fajne, tylko środkowa część wieje pustką. Szkoda, bo to lekkie piwo ma potencjał na więcej. (Ocena: 6,5/10)

Na ziemię sprowadził mnie Othmar Tripel (alk. 8,9%), który w obrębie swojego gatunku jest piwem wyjątkowo słabym. Po piwie wysokoprocentowym oczekuję złożoności aromatycznej albo/oraz głębi. Ten tripel jest zaś prosty jak cep i płaski jak deska. Pachnie jak chleb razowy z niewielką dawką owoców, czyli jabłek, może odrobiny rodzynek i nie ma żadnej drożdżowej pikantności. Jedyne co tu się udało zrobić to ukryć alkohol, poza tym dość pełne piwo jest płytkie, płaskie i nudne. Szkoda, bo etykieta robi wrażenie. (Ocena: 4/10)

Najciekawsze i potencjalnie najlepsze piwo zostawiłem sobie na koniec. Od czterech lat w browarze Jopen warzy się piwo rocznicowe w stylu quadrupel. Ubiegłoroczna warka, czyli Jopen Meesterstuk 2013 (alk. 10%) została fantazyjnie nachmielona – Pacific Jade i East Kent Goldings na „ciepło” oraz Simcoe i Nelson Sauvin na zimno. Quadrupel chmielony na zimno to w ogóle rzadkość, a jak jeszcze użyto takich aromatycznych odmian z USA i Nowej Zelandii, to oczekiwania odpowiednio wzrastają. Tymczasem piwo zaskakuje. W ślepym teście powiedziałbym że to koźlak dubeltowy – dominantą są suszone śliwki, jest trochę czekolady, muśnięcie orzechów i lukrecji oraz wręcz nieco perfumowana alkoholowość. Jest dziwnie, smakowo zaś już dużo lepiej. Tutaj na front wychodzi lukrecja (wskazówka dla niekumających – czarne żelki Haribo), której w takim natężeniu nie czułem jeszcze w żadnym piwie, a która to wespół z bardzo gęstą fakturą się fajnie komponuje. Dodajmy do tego trochę czekolady, szczyptę orzechów, słodycz oraz nieco alkoholu i prażone nutki głęboko w tle et voila – takim to piwo jest, ekhem, piwem. A ogólne wrażenie? Spodobało mi się średnio. Jako holenderski podwójny koźlak daje rady, ale kto powiedział, że mają mi się z zasady podobać holenderskie doppelbocki? (Ocena: 6/10)

Przegląd wypadł więc średnio. W odróżnieniu do innowacyjnego Emelisse Blond, konserwa dała ciała. W następnym wpisie będzie o tym, jak Holendrzy sobie radzą z nowinkami.

recenzje 1029507132810034492

Prześlij komentarz

  1. do ciekawego historycznego początku dodam jeszcze (wbijając szpileczkę pracującym ze mną Belgom) że Belgica w języku Łacińskim znaczy Niderlandy, polska "Holandia" tu nie za bardzo pasuje bo tak się nazywa region tego państwa, po czesku zresztą zwanego Nizozemsko.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to, żeś pojechał z tym podzieleniem piwowarstwa belgijskiego na część połnocnofrancuskiego
    i południowo holenderskiego :D.

    Wejdę w polemikę słowa "Belgica". Wedle mojej wiedzy nie oznaczała ona wcale Holandii, ba nie onzaczała
    ona nawet Belgii, było to określenie na tereny dzisiejszego Beneluksu plus północna część Francji (Lille).
    Ludzie z tego terytorium nie należeli do Francji, ani do rzadnego z państwek niemieckich. Tworzyli
    dość unikalny zlepek miast, wspólnych terenów i nikt wtedy nie dzielił się na Belgię, Holandię czy Luksemburg.
    Byli po prostu Belgią, czy tam Lower lands z angielskiego. Podział zaczął się dopiero mniej więcej
    od czasów Napoleona itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu pojechał? Kulturowo to dwie zupełnie różne krainy, jedna z holenderskiego kręgu kulturowego, druga z francuskiego. Oczywiście można się bawić w zupełny relatywizm i twierdzić że Francja jako taka nie istnieje, bo jest to zlepek różnych krain, niemniej jednak pod ideą przewodnią, której w przypadku Belgii brak. No i Walonia jest kulturowo bardziej zbliżona do Pas-de-Calais niż do Prowansji, czyż nie? To samo w przypadku Flandrii, która swoją drogą ma chyba więcej wspólnego z terenami na południe od s'Hertogenbosch niż owe tereny z obecnymi Niderlandami północnymi.

      O jakich czasach piszesz że "byli po prostu Belgią"? Nie jest to przypadkiem anachronizm? Lower Lands to przecież Niderlandy po polsku. Zarówno północne jak i południowe. I tak, kraina ta obejmowała większość terenów wymienionych przez Ciebie państw, ale skąd ta Belgia?

      Usuń
    2. Nie koniecznie trzeba bawić się w relatywizm, szybciej bym połączył Walonię
      z Francją a Flandrów z Holendrami, Niemcami, a może nawet Celtami. Nie mniej nie
      uważam, żeby wpływy kulturowo społeczno historyczno, czy jakkolwiek jest nazwiesz
      miały wpływ na belgijskie piwowarstwo.

      Sama nazwa Belgica wzięła się jeszcze z Rzymu. Tak były określane tereny mniej więcej
      dzisiejszego Beneluksu (więcej w jednym miejscu, mniej w innych, ale połączysz jakoś tereny dzisiejszej Bel, Holandii, Lux). Mieszkańcy tych terenów przez wieki różnili się mimo wszystko od Francji (trochę język, istniał wtedy Waloński, religia, a przede wszystkim system polityczny), jak i od wschodnich sąsiadów. Sami też mieli czuć jakoś współzależność, choć mówili wieloma językami, a nie dwoma jak dla uproszczenia się teraz przyjmuje. Ilość dialektów na terenie Beneluksu jeszcze 20, 30 lat temu była naprawdę zaskakująca.

      Usuń
    3. Nie napisałem że belgijskie piwo jest pod wpływem dwóch różnych kultur, odniosłem się tylko do sztuczności Belgii jako takiej. Nie wiem też na czym miały różnice religijne wobec Francji polegać, skoro Niderlandy Południowe były również katolickie. Politycznie jako tereny będące w orbicie wpływów Habsburgów istotnie się różniły, ale kulturowo już nie (w tym momencie chodzi mi o Walonię), przynajmniej nie bardziej niż Langwedocja od Paryża. Wątpię czy waloński się różnił od langue d'oeil bardziej niż langue d'oeil od langue d'oc.

      Usuń
    4. ale ja nie mówiłem o historycznym pojęciu Belgica (z którym zresztą się zgadzam), tylko o tym jak się Belgica tłumaczy z łaciny. Co do konfliktu między Walonią a Flandrią, to przecież przez tenże Belgia pobiła rekord trwania bez rządu i o mało nie rozleciała się na dwa państwa.

      Usuń
  3. OK żeby nie było, że raban robię :>

    Język: stary waloński należał do langue d'oeil. Z moich rozmów z Walonami wiem, że Waloński to było określenie ogólne. Teraz dialekty na południu w zasadzie nie istnieją, a wiem, że przed Napoleonem a o i owszem tak jak Gandawa różniła się od Antwerpii tak Namur od Liege itd.

    Religia: nie wiem jaka była sytuacja w Niderlandach Południowych. Faktem jest jednak, że Holandia była i jest generalnie protestancka (przez co stała się miejscem ucieczki wieli oświeconych mieszkańców dzisiejszej Belgii gdy ich hiszpański król sprowadził inkwizycję do kraju), a Francja od rewolucji 1789 oficjalnie laicka. Flandrowie i Walonowie byli generalnie katolikami.

    Belgica/Belgica: ok rozumiem, tylko tu bym wyciągnął raczej konkluzję, że to może bardziej niż Belgów szczypać Holendrów ;)

    A generalnie cała ta dyskusja (szkoda, że przez neta, mogłabybyć ciekawsza przy piwie) wyszła od stwierdzenia na początku wpisu. Nad sztucznością tworu państwowego Belgia nie chcę zaczynać dyskusji, ale zamiast dzielić piwowarstwo tego rejonu na 'belgijskie', francuskie czy holenderskie, określmy to jako generalne piwowarstwo beneluksu może. Z drugiej strony bym proponował żeby je wszystkie rozczłonkować, na Brabancję, Zachodnią Flandrię, Wschodnią Flandrię, Antwerpię, Liege, Namur itd itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale Niderlandy Południowe to właśnie dzisiejsza Belgia, ongiś kraina katolicka. I fakt, Holandia była i jest miejscem postoju dla różnego rodzaju szumowin ;)
      Walka z religią we Francji była prowadzona pod egidą kielni i cyrkla zupełnie otwarcie aż do pierwszych dekad XX wieku i była bardzo krwawa. Oficjalny laicyzm w te czy we wte - po stronie katolickiej padały ofiary śmiertelne jeszcze po IIWŚ.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)