Loading...

W kinie w Lublinie

No, może nie do końca w kinie. Z okazji PerłaTrip nie omieszkaliśmy co nieco poszwędać się po Lublinie. W Zamku nas nie ujrzano, za to w paru piwnych miejscach już tak. Okazuje się, że poza dwoma browarami restauracyjnymi w tym królewskim mieście jest też bardzo fajny multitap i parę pomniejszych knajp które mogą się z perspektywy piwosza wydawać ciekawe. Szkoda jednak że pośród tych wszystkich miejsc tylko jedno okazało się naprawdę zadowalające. Ale po kolei.

1. Browar Lwów
Jest to jedyny lubelski obiekt o pozytywnym znaczeniu piwnym, który nie jest sklepem, a jednocześnie znajduje się poza Starym Miastem. Hotel stoi w tym miejscu już od 2005 roku, pierwsze warki piwa były w nim jednak dostępne dopiero w połowie grudnia 2013 roku. Nazwa jest nieprzypadkowa – właściciele pochodzą ze Lwowa, a we wnętrzach można znaleźć wyeksponowany herb tego miasta. Bardzo mi się to spodobało jako orędownikowi polskości Lwowa. Spodobały mi się również gustownie urządzone wnętrza, szczególnie część restauracyjna emanująca czarem czasów minionych jest miła dla oka. Część piwno-browarniana, sprawiająca wrażenie dobudówki, jest schludna, choć taka mieszanina stylów mi już do końca nie odpowiada. Co kto lubi. Na umieszczonej za barem małej warzelni (wybicie 140l) urzęduje piwowar, który uprzednio przez dwa miesiące grzał miejsce w warszawskim, owianym złą renomą Grill de Brasil. Odszedł stamtąd z własnej inicjatywy, ale niestety nie można niczego dobrego powiedzieć o piwach które uwarzył w Hotelu Lwów. Przy tym trzeba zaznaczyć, że wszystkie piwa były z pierwszych warek, które mimo upływu ponad miesiąca i zaliczenia po drodze sylwestra jeszcze nie zostały do końca wypite. Być może więc kwestią czasu jest dostrojenie się piwowara do sprzętu. Póki co dobrze to nie wygląda.

Najdziwniejszym piwem było Jasne, które witało nozdrza lekko mlecznym aromatem świeżo startego chrzanu i drożdży. Smak ostrawy, zgodnie z zapachem drożdżowo-chrzanowy. Po lekkim ogrzaniu wyczuwalny staje się szczypiorek, a po dalszych paru chwilach mieszanka warzywna wiosenna. Czyli groszek, marchewka i kukurydza. Łojeju... (3/10)

Pszeniczne było jedynym fajnym piwem w Browarze Lwów, a co ciekawe, sam piwowar twierdził że już nie jest świeże i stąd nie smakuje najlepiej. Jest mocno owocowe - coś pokroju gumy Donald rozbełtanej z bananem. Do tego nutki przyprawowe - wanilia i tylko delikatny goździk. Smak gum kulek i banana, z lekko drożdżowym i słodowym posmakiem. Mistrzostwo świata to nie jest, ale dobrze się pije. (6,5/10)

Bursztynowe ma kwaskowo-drożdżowy aromat z lekką kukurydzą i nutami słomy. W ustach dość pełne i słodkawe, lekko goryczkowe, z trawiastym, trochę orzechowym wydźwiękiem, a przy tym nieco chropowate od drożdży. Nic specjalnego. (5/10)

Specjalne wzbudziło we mnie największą ciekawość. Brązowy górniak vel brown ale miał mocno metaliczny aromat z karmelem, kawą i palonym ziarnem. Smak wytrawny, z palono-kawowym wydźwiękiem. Metaliczność się z czasem gubi, natomiast przeszkadza kompletny brak treści. Absolutnie nieciekawe. (4,5/10)

Pozostaje mieć nadzieję, że piwowar dostroi się do aparatury i pokaże swoje umiejętności. Póki co wypad na pszeniczne i świetny gulasz śmietanowo-cielęcy o nazwie Dniestr nie jest jednak złym pomysłem na wieczór.

2. U Fotografa
Obowiązkowe miejsce do zwiedzenia będąc w Lublinie. Położony na starówce lokal jest raczej małych rozmiarów, stąd w weekendy jest ponoć napełniony do imentu. Rozlokowany na planie kwadratu okalającego znajdujący się zaraz naprzeciw wejścia bar jest przyciemniony, przytulny, kolorystycznie utrzymany w różnych odcieniach brązu. Z głośników sączyło się jakieś flamenco, a sympatyczny barman był bardzo skory do rozmowy. Na ośmiu kranach różne smakołyki, w tym parę od Pracowni Piwa oraz piwo z Magic Rock na które mnie jednak nie było stać. Wypiłem za to Like On Nick z Pracowni oraz skosztowałem debiutu Browaru Ninkasi.
Pozytywne głosy na temat U Fotografa podzielam. Najfajniejsze piwne miejsce w Lublinie.

Po drodze zaliczyliśmy jeszcze wizytę w Alkoholach Świata na Wieniawskiej. Fajny wybór, szczególnie ciekawie wyglądała sekcja z importami z USA. Niestety, wracając z 'lachonarium Baton' nie mogliśmy już wstąpić po zapasy bo sklep już był dawno zamknięty. Niemniej jednak, Lublinianie nie mają powodu do narzekania na brak dostępności ciekawych piw w ich grodzie.

3. Czeska Piwnica
Następnego dnia trzeba było coś wszamać na obiad. Część poszła do irish pubu U Szewca, część, w tym ja, do Czeskiej Piwnicy. Jak się okazało, zdecydowanie lepiej wybrała pierwsza grupa. Wprawdzie żywieniowo było git - karkówka z grilla była zadowalająca pod względem jakości i rozmiarów, mimo że trzeba na nią było sporo czekać. O reszcie szkoda słów. Wybór piw spory, choć w większości butelkowy. Obejmował całą gammę czeskich i słowackich koncerniaków, w większości po 10 złotych. No i jeszcze ogólny klimat - rozumiem przyciemnione pomieszczenia, ale jak się to połączy z czeskimi sznulcami i polkami, w których wyjce zapodają pod dźwięki akordeonu w jednym z najbardziej oślizgłych języków świata (sorry bohemiści, tak uważam) - omal nie wpędziło mnie to w depresję. Chciałem szybko zjeść i stamtąd wyjść...

4. Grodzka 15
... po to tylko, żeby dostać się z deszczu pod rynnę. Jeden z najstarszych polskich browarów restauracyjnych przypominał bowiem bardziej rozkładającego się trupa niż doświadczonego mędrca. Lokal zajmuje parę pięter - na parterze jest elegancka restauracja, poniżej zaś znajduje się piwiarnia z warzelnią i częściowo przeszklonym, niesamowicie zabrudzonym sufitem. Warzelnia w rogu, okolona barem i wieńcem z wysuszonego chmielu. W porządku. Piw w ofercie były trzy. Jasne, ciemne i sezonowe, którym był Winterbock. Wzięliśmy z Tomkiem z Piwnych Podróży na pół po Jasnym i Winterbocku. Ciemnego "ze względu na przepustowość" nie udało się nalać do końca naszej wizyty. To chyba dobrze, bo tak dramatycznego poziomu jak pozostałe dwa piwa nie zaznałem jeszcze nigdy w żadnym browarze restauracyjnym w jakim byłem.

Nie można powiedzieć, że nikt nas nie ostrzegał. Bartek z Małe Piwko Blog i Łukasz z Piwolucji byli tam dzień wcześniej i energicznie odradzali wizytę, w pamięci miałem również wpis Marcina Bieńkowskiego na temat tego przybytku. Mimo wszystko nie spodziewałem się aż takiego syfu.

Pils ma nieułożony aromat maślano-chlebowy. Czuć zielone jabłuszka i kukurydzę, ponadto zajeżdża minimalną skarpetą i bardziej wyraźną ścierą. Skojarzył mi się zapach z rozlanym i odstanym na jakiś czas piwem jasnym w jakiejś mordowni, niedbale zamiecionym mopem w kąt. W smaku totalnie nieułożone, kwaśnawe, z ostro drożdżową końcówką i tępą goryczką. Posmak skórki z zielonych jabłek ze szczyptą kleju. Poziom nachmielenia względnie wysoki, ale co z tego? (2/10)

A Winterbock? Winterbock to najgorsze piwo jakie kiedykolwiek wypiłem w browarze restauracyjnym. A raczej próbowałem wypić, bo po paru łykach się poddałem. Tomek zbiorczo określił aromat mianem smrodu w Castoramie i jest to określenie dobrze oddające rzeczywistość. Czego tu nie ma - masło (diacetyl), zmywacz do paznokci (octan etylu), zielone jabłka (aldehyd octowy). Oraz minimalny słód. W smaku słodkie z dość gorzką końcówką, z nutami zielonych jabłek, kleju do tapet i rozpuszczalnikiem. Zmywacz do paznokci w piwie. Absolutne dno. Choć z drugiej strony, może takie właśnie tak miało wyjść? Na tę ewentualność witamy w piwnej rodzinie kolejny oryginalnie polski styl – castorbock! (1/10)

Nie wiem jak z jedzeniem, ale nawet jeśli jest dobre, to biorąc pod uwagę smak piwa i tak lepiej się będzie wybrać do jakiejś dobrej restauracji w której leją typowe koncernówki. Serio.

Szkoda że pobyt w Lublinie musieliśmy zakończyć takim acetonowym akcentem, ale gonił nas czas. Do Katowic wróciliśmy busem, mając za współpasażera całkiem sympatycznego Saudyjczyka, zdecydowanie mniej skorego do rozrywki od niektórych jego współplemieńców, w związku z czym na miejsce dojechaliśmy cali i zdrowi. W sam raz żeby uniknąć zwałów śniegu które pokryły lubelszczyznę niedługo po naszym powrocie w rodzinne strony. To się nazywa podwójne szczęście w nieszczęściu.

U Fotografa 5142828575036426623

Prześlij komentarz

  1. Grodzka 15 - never more... Ja się tylko nie doszukałem niczego w Winterbocku. Bartek też nie. Ale te jasne to była tragedia nad tragedie. Jedno z najgorszych piw, jakie piłem.

    A nie mówiłem...

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, nie spróbowaliście najlepszego piwa w Lublinie, czyli dunkela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...przegiales... smakuje jak kufel po myciu plynem malinowym

      Usuń
  3. ,,U Fotografa,, jest 8 kranów a nie 10 , ale to szczegół , z reszta opisów trudno sie niezgodzic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, na zdjęciu nawet widać, już zmieniam.

      Usuń
  4. Hehe, nie wiedziałem, że na Grodzkiej tak się zmieniły te piwa. Ostatni raz, standardowych piw, próbowałem tam niecały rok temu, a jakoś we wrześniu piłem ESB i wszystkie były dobre. Także swój wpis na temat lubelskich knajp powinienem teraz zmienić, ale nie będę tego robił. Cóż, opierałem się na starych danych. Kiedyś naprawdę było warto tam przyjść, teraz, jak widać, niestety nie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może im się te wady akurat tak skomasowały? Na Birofilii pewno będą, to zrobię może podejście kontrolne.

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)