Loading...

Bałtycki Lewiatan

Imperator Bałtycki – jest to dość górnolotna nazwa dla piwa, zważywszy na jakość i renomę uznanych polskich porterów bałtyckich. Skoro ma być w przenośni ich imperatorem, to musi sobą reprezentować odpowiedni poziom, żeby koncepcja nie utonęła w otchłaniach śmieszności.

Nie jest to zresztą pierwszy polski imperator. Starsi czytelnicy zapewne pamiętają osławionego grozą Imperatora z Jabłonowa (prawie jak Zbyszko z Bogdańca), zaklętego w formie puszki, który robił Sajgon z podniebień i wątrób nielicznych śmiałków, a mając 10% alkoholu uchodził przez długi czas (zdaje się że niesłusznie) za najmocniejsze polskie piwo. Miałem z nim raz styczność, bodajże pod koniec liceum. Kupiliśmy z dwoma kumplami na spróbowanie i jak już każdy uraczył się małym łyczkiem, graliśmy w kamień papier nożyce o to kto musi wziąć następnego łyka. Pić musiał ten kto przegrał. Takie to było dobre piwo.

Imperator Bałtycki ma być na jakościowych antypodach wobec Imperatora niebałtyckiego, wiadomo – morze a ziemia, porter imperialny a strong lager. Nowinkarstwa się nie ustrzeżono – nachmielenie jest amerykańskie (Amarillo, Zeus, Ahtanum, Centennial, El Dorado oraz Mosaic), ale w porterach imperialnych to słodowość jest na głównym planie, chmiel jest tylko jej uzupełnieniem. Jest to pierwsze piwo Pinty butelkowane do małych objętości (330ml), a zarazem najwyżej ekstraktywne (24,7%) i najmocniejsze (9,1%). Nie ulega wątpliwości że przedsięwzięcie to ambitne, zuchwały skok w szeregi „big beers”. Na tym etapie nie ma przebacz, kto się odważy na tego typu wywar albo ujrzy siebie w blasku chwały albo zostanie bezlitośnie wyśmiany. Tertium non datur. Werdykt internetów jest jednoznacznie pozytywny, ale czy zasłużenie?

W zapachu zrazu pojawia się owocowość amerykańskich chmieli, niknie jednak wnet pod falą ciemnych słodów. Skojarzenia oscylują wokół gorzkiej czekolady, pumpernikla, a nawet tytoniu fajkowego, ale również ciemnych i czerwonych owoców, w tym najwyraźniej wiśni, choć również maliny, a także wanilii. Chmiele są cały czas odczuwalne, wynurzają się raz po raz ze słodowych odmętów, ale trzymają się w tle. Aromat jest złożony i bardzo wyważony, nie ma wyraźnej dominanty. Mimo średniej intensywności czuć głębię.

W ustach za to głównie czuć pełnię i treściwość piwa. Jest dość gęste i bardzo słodkie, przy czym jednak dość grejpfrutowa goryczka jest na tyle podbita, że na początku całkiem sprawnie balansuje tę słodycz. Koktajl chmieli, estrów i ciemnych słodów łagodnie i aksamitnie sunie po podniebieniu, przy czym te ostatnie stanowią główną treść piwa, nie spychając jednak pozostałych aktorów poza kurtynę. Szczególnie w finiszu chmiel wysuwa się do przodu, choć pojawiają się także nuty palone. Alkoholu nie czuć wcale, piwo o dziwo nawet zbytnio nie grzeje gardła. Za to początkowo znika w oka mgnieniu, rzadko zdarza się taki mocarz o takiej pijalności. Piwo jest aksamitne, świetnie zbalansowane aromatycznie, z umiejętnie wyeksponowanymi komponentami aromatyczno-smakowymi, tworzącymi harmonijną całość. Czy jest to opus magnum Pinty? Moim zdaniem nie jest. Wprawdzie pierwsze łyki wprawiły mnie w stan bliski zachwytu, ale ostatnie były przez nadmierną słodycz raczej męczące. Nawet mocarna goryczka nie potrafiła temu zaradzić. Na razie musi więc Imperatorowi wystarczyć werdykt jednego z lepszych piw browaru Pinta, przy którym czułem się jakbym sączył imperialnego portera z jednego z wiodących browarów skandynawskich. A to jest komplement. Sądzę że gdyby przy takim poziomie alkoholu brzeczka nastawna oscylowała w granicach 22-23 Blg, co by się przekładało na mniejszą słodycz, Imperator mógłby stanowić kropkę nad i w dotychczasowym dorobku Pinty. Podobny casus do Tokyo* z BrewDoga – świetny, złożony aromat, ale jednak przesadzona słodycz. (7/10)

recenzje 165870915349783870

Prześlij komentarz

  1. Za przesadzoną słodycz odjęte aż 3 punkty od oceny? Po przeczytaniu opisu stawiałem na przynajmniej 8 ale widzę że bardzo krytyczne podejście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak trzy punkty odjęte? Na ocenę ma się chyba przekładać wrażenie po wypiciu piwa, a to przez to, że tunek pod koniec stał się męczący, najwidoczniej mocno osłabło. Nie sądzę, by autor stosował taktykę 'zaczynamy od dychy, a za każdą rzecz, któa jest niefajna, odpowiednio zjeżdżamy z oceną'.

      Usuń
    2. Tak jak pisał poprzednik - nie startuję ani od 1 ani od 10 (wówczas każde piwo byłoby mniejszym lub większym rozczarowaniem), a daję w dziesięciostopniowej skali tyle ile frajdy miałem z picia. Imperator jest piwem rozwojowym, czyli odbiór zmienia się wraz z wypitą ilością, ale niestety póki co na niekorzyść.

      Usuń
  2. Miałem podobnie, fajny aromat, ale smak - potężna słodycz i jednocześnie potężna goryczka mocno mnie zmęczyły. Aż musiałem po takiej degustacji spłukać kubki smakowe stoutem też z Pinty - Dobry Wieczór. I ten zwykły stout dał mi więcej radości picia niż Imperator. Ale piwo ma potencjał dlatego 2 butle Imperatora powędrowały do szafy na leżakowanie.
    legart

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie, ostatnia odsłona Dobrego Wieczoru też mi trochę bardziej podeszła od Imperatora.

      Usuń
    2. Dobry Wieczór ostatnio zepsuł mi święta! Stało się, że Gwiazdor przyniósł mi kilka piw, w tym Havrestout z Nogny. I, niestety, wypiłem Nogny po DW. Prezent okazał się lipą przy "codziennym" napitku!. Wracając do Importera - to chyba pierwsze piwo, w którym mi nie przeszkadza słodycz. Nie jestem fanem porterów bałtyckich i produkt PINTY był pierwszym, który wypiłem do końca i ze smakiem. Nie miałem wrażenia zalepiania jamy chłonącej cukrem jak w przypadku niektórych piw

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)