Loading...

Piwowarskie gwiazdy Szwajcarii. Część trzecia – Storm & Anchor

Dzisiaj przenosimy się z franuskojęzycznej części Szwajcarii do kantonu niemieckojęzycznego, gdzie działa nowiutki browar Storm & Anchor. Po kilkuletnim zbieraniu doświadczenia jako piwowar domowy Tom Strickler wybudował na początku 2012 roku niedaleko Kyburga mikrobrowar w starym wiejskim domu, a konkretnie w pomieszczeniu które ongiś było jego pralnią. Od tego czasu Strickler wypuścił na rynek prawie 30 piw, starając się o udziały w rynku, który w wypadku niemieckojęzycznej części Szwajcarii jest, przynajmniej jeśli chodzi o preferencje konsumentów, bliźniaczy wobec południowoniemieckiego. Czyli mocno zachowawczy. Cztery piwa które do mnie dojechały wyróżniają się spójną, miłą dla oka szatą graficzną i bardzo wysokim poziomem warzenia. Dwa razy IPA single hop, breakfast porter oraz imperial brown ale. Zatem do dzieła!

IPA single hop – ciekawe wykorzystanie jednego chmielu czy też prostackie ograniczenie się do jednego rodzaju lupuliny, bo się piwowarowi nie chciało myśleć jakie chmiele do siebie dopasować? Nieistotne, najważniejszy jest smak. Storm & Anchor Pacific Jade (alk. 7,3%) to piwo chmielone gatunkiem nowozelandzkim. Bujna piana opada powoli, tworząc pagórkowaty krajobraz śnieżnych wydm, można się więc nacieszyć aromatem. A ten jest fantastyczny. Liczi połączone z mandarynką i białymi winogronami, okraszone szczyptą ostrzejszych nutek trawiastych, a wszystko na nieco karmelowej podbudowie. W ustach pełne, kremowo-gęste, gładkie, słodkie, zakończone dość lekką goryczką, ale tylko jak na styl. Uczucie w ustach fantastyczne. Smak bezbłędnie tropikalno chmielowy, choć daje również pole do zaznaczenia obecności słodowi. Końcówka grzejąca, a i nawet delikatna cierpkość alkoholowa absolutnie nie przeszkadza. Rewelacyjne piwo. (Ocena: 8,5/10)

Uniesiony zabrałem się następnego dnia za Storm & Anchor Columbus (alk. 7,3%), również IPA chmielone tylko jedną odmianą. Columbus jest amerykańskim chmielem o wysokiej zawartości alfakwasów, zastanawiałem się więc czy aby piwo nie będzie przechmielone pod względem goryczki.

Pod względem piany piwo nie może lepiej wyglądać. W aromacie pomarańcze, brzoskwinie i kawałek melona z jednej strony, ale również pieprz i ziemia. Nieco karmelowy słód prześwituje. Delikatnie ostrawy zapach. W ustach ląduje to samo mięsiste piwo  co w przypadku Pacific Jade, o takiej samej kremowości, tak samo grzejące na finiszu, nawet goryczka z początku równie stonowana (jak na styl; w miarę picia staje się jednak mocniejsza, mocno wytrawna). I tylko smak inny, mniej tropikalny, bardziej ziemisty i ostry. Finisz już wyraźnie ziemisty, bardziej kontrastujący z początkową słodyczą, wręcz nieco... anyżowy? Jak w Stelli (chmielu australijskim). Świetne piwo, przy czym jednak gorsze od Pacific Jade, raz za sprawą aromatu a dwa finiszu. (Ocena: 7,5/10)

Następne w kolejce było Storm & Anchor Imperial Brown Ale (alk. 7,1%). Póki co jedyne piwo jakie piłem nazwane w ten sposób to był rewelacyjny Nøgne Ø Imperial Brown Ale. Spodziewałem się czegoś pokroju black IPA, tymczasem „brown” faktycznie oznacza w tym wypadku brązowe, choć na górnej granicy. Ciemna, nieco porterowa słodowość, objawiająca się nutami czekoladowo-ziemistymi, karmelowymi i delikatnie palonymi, natrafia na silnie dojrzałe owoce, w tym chyba ananas oraz maliny. W ustach piwo jest podobnie słodkawe, gładkie i kremowe co poprzednie dwa, mniej chmielowe na korzyść słodu. Smakowo już nie jest tak owocowo, bardziej żywicznie, ale i czekoladowo, a w średnio gorzkim finiszu oddziałują na zmysły orzechy oraz delikatnie prażone ziarno, przechodząc w suchą wytrawność po przełknięciu, zarazem jednak kryjąca w sobie nadal nutkę słodyczy. Alkohol nie jest w pełni ukryty, raz że w bardzo ograniczonym zakresie oddziałuje na profil goryczki, a dwa, że po przełknięciu przy wydechu czuć trochę ognia, ale wszystko jest tutaj świetnie do siebie dopasowane. Pyszne! (Ocena: 7,5/10)

Na koniec zostawiłem sobie piwo po którym obiecywałem sobie najwięcej. Storm & Anchor Breakfast Porter ma całe 7,4% alkoholu i jest warzony z dodatkiem płatków owsianych, kakao oraz kawy. No i oczywiście, jak to piwo śniadaniowe, wypiłem je w nocy. Logiczne. Czarne jak noc, z pianą beżową niczym uzębienie Quasimodo. A pachnie pysznie. Sporo ziaren kawy i pralinek czekoladowych, a do tego silna paloność, bardzo dużo tytoniu i szczypta wanilii. Nie jest aż tak pełne jak myślałem (pod względem ciała), ale jest za to pełne smaku. W części głównej kwaskowe i mocno tytoniowe, w finiszu średnio gorzkie, lekko czekoladowe i wyraźnie kawowe. Po wypiciu połowy zawartości robi jeszcze lepsze wrażenie niż z początku, co jest oczywistym plusem. Ekwiwalent filiżanki espresso, stąd faktycznie śniadaniowy. Dużo lepszy od Kujo. (Ocena: 8/10)

Zawsze to miło odkryć browar który ma zadatki do stania się jednym z moich ulubionych.

recenzje 1056486762041731752

Prześlij komentarz

  1. O by Cię Szlag.... Aż mi smaka narobiłeś. A ta piana-ech skąd wziać te wspaniałości?
    javiki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze źródła najlepiej. Ja się wymieniłem z pewnym Szwajcarem na piwa polskie.

      Usuń
  2. Tak się domyślałem...
    Na razie jeszcze chyba nie pora u mnie na wymiany:)
    javiki

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie wypiłem Pacific Jade. Mimo, że trochę przeleżało mi w lodówce aromat dalej kapitalny, zbudowany głównie wokół pomarańczy i mandarynek z nutką grejpfruta. Nie miałem aromatu liczi (albo się nieco ulotniło z czasem) i pojawiła się delikatna autoliza. Nie mniej piwo, (a może chmiel) świetne. Dzięki Kuba za prezent :)

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)