Loading...

Piwny weekend w Pradze. Część I.

Nie ma chyba drugiego takiego miasta w Europie, które się do piwnej turystyki nadaje tak bardzo jak Praga. Cały szereg minibrowarów, multum ciekawych, klimatycznych knajp, a do tego rozmieszczonych w większości w centralnej części bardzo urokliwego miasta. Tak naprawdę można by mieszkać tydzień w Pradze, pić dzień w dzień ile zdrowie pozwoli, a mimo to za każdym razem byłoby to inne piwo. Trzeba jednak przyjechać do grodu nad Wełtawą dobrze przygotowanym – przeciętny człowiek przybywszy do Pragi zwabiony renomą europejskiej stolicy piwa może równie łatwo skończyć w jednej z wielu knajp oferujących tankovego Gambrinusa. A Gambrinus to Gambrinus. Nawet z tanka. 

Przygotowaliśmy się więc z kumplem zawczasu, notując adresy ciekawych miejsc i drukując mapy ile wlezie i wyruszyliśmy w piątek dwa tygodnie temu po szychcie na, ekhem, zwiedzanie Pragi. Z góry uprzedzam – o zabytkach nie będzie prawie nic, na Rynek nas zawiało zupełnie przypadkowo dopiero w ostatnią noc pobytu, ale każdy z nas już wcześniej Pragę zwiedzał pod tym kątem. Pięcioczęściowy reportaż z ostatniego wyjazdu ma być przybliżeniem czytelnikowi tego, w jaki sposób można ciekawie pod względem piwnym spędzić weekend w Pradze. A jest o czym opowiadać. 

Po przyjeździe do miasta i odstawieniu gabloty na parkingu strzeżonym na Malej Stranie (przezorność popłaca), zameldowaliśmy się krótko przed godziną 21-szą w Welcome Hostelu na ulicy Zitnej. Pomijając niewygórowane ceny, przybytek jest świetnie zlokalizowany – można na nogach dojść praktycznie do wszystkich interesujących miejsc piwnych w Pradze centralnej. 

Nota Bene
Pierwsze kroki skierowaliśmy do położonego 300m od nas pubu Jama (ul. V Jame 7), którego nuklearne skrzydełka z kurczaka (Nuclear Wings) dały nam w maju 2011 roku ostro popalić. Na miejscu okazało się, że cały lokal jest napakowany ludźmi i nie ma gdzie usiąść żeby spokojnie zjeść. W Jamie wylądowaliśmy koniec końców następnego dnia, natomiast pierwszą knajpą nawiedzoną w piątkowy wieczór był młodziutki lokal o nazwie Nota Bene (ul. Mikovcova 4). Jest to połączenie pubu i restauracji, każde na osobnym piętrze i z osobnym wejściem. Restauracja okazała się jednym z najlepszych miejsc podczas tego pobytu. Nowiutkie wnętrze, łączące w sobie kamień, cegłę i jasne drewno (meble i podłogi) w nowoczesnym stylu epatowało elegancją, ale niewymuszoną i niepretensjonalną. Nowocześnie a ciepło i z klasą. 

Sześć nalewaków to nie jest jak na Pragę specjalnie dużo, ale z każdego lało się coś ciekawego. Benedict Speciální Polotmavý IPA 15% z nowiutkiego browaru Brevnov, Falkon Stalker IPA, Matuška Svatomartinský Polotmavý Speciál 16°, Únětické Pivo 12°, Kocour APA 11%, i Matuška Raptor IPA. Knajpa w której klasowy pils z Unetic jest najmniej interesującym wyborem to strzał w dziesiątkę. Już słyszę kolektywne westchnienia przed monitorami. Lokal zaliczył jednak parę wpadek. Jedzeniowo niezbyt tanio, ale za to bardzo smacznie – gulasz węgierski z pyzami za 185 koron – piwnie rewelacyjnie, ale z pewnym zgrzytem. Na moje pytanie czy ów Kocour APA 11% jest tym samym piwem co Sub Nahradnik, po chwili wahania otrzymałem odpowiedź twierdzącą. To co jednak dostałem w firmowym nonicu było pilznerem, zresztą świetnym, ale nie tego się spodziewałem. Na 95% kelner omyłkowo nalał mi Unetice 12%, do której wrócę później. Mało tego, Łukasz zamówił później tego samego Kocoura, który polał się już z prawidłowego kranu, okazał się jednak jednym wielkim nieporozumieniem. APA? Wolne żarty. Przeglądając portfolio Kocoura, najbardziej prawdopodobne wydaje mi się, że do kranu była podpięta Studentska Desitka. Mocno wytrawna, bardzo mocno maślana, mocno gorzka, mocno słomowa. Masło maślane. Rural dairy pils. Niestety, dolniaki Kocourowi nie wychodzą. No chyba że to faktycznie była APA, ale kompletnie bezestrowa i bez chmieli amerykańskich. Co ciekawe, na rachunku widniała nazwa piwa… Kocour AM Lager. Biorąc pod uwagę jak bardzo te ongiś pyszne piwo podupadło, jak mocno jest ponoć maślane oraz dodatkowo pamiętając o słabej dostępności jego głównego chmielowego składnika, czyli chmielu Amarillo (co mogło wymusić bardziej oszczędne chmielenie), być może faktycznie był to AM Lager (Ocena: 4/10). 

Przepyszne było za to piwo sezonowe od Matuški. Wigilia św. Marcina (11.11.) jest w Czechach wielkim świętem, z okazji którego je się pieczoną gęś (‘husa’) oraz warzy okolicznościowe piwa. Svatomartinský Polotmavý Speciál 16°, w tym roku warzony z wyższym ekstraktem niż w latach poprzednich, na RateBeer jest klasyfikowany jako vienna lager, ale jeśli nawet nim jest, to w sposób osobliwie owocowy. Z wyglądu bursztyn z kremową pianą utrzymującą się przy życiu do samego końca, piwo pachnie jak herbata owocowa, pełna ‘czerwonych’ nut aromatycznych. Rejony hibiskusa, czerwonej porzeczki, dojrzałych jabłek, a nawet agrestu, a przez całość przebija się ziołowy chmiel, pięknie łącząc się z owocami. Piwo ma bardzo solidną bazę chlebowo-słodową, jest bardzo treściwe. Odczucie w ustach ma typowy Matuškowy sznyt, czyli jest niesamowicie miękkie i aksamitnie gładkie, pełny owocowo-ziołowy smak to sama przyjemność, a lekka słodycz jest umiejętnie kontrowana wyraźną goryczką, w której pobrzmiewają również alkoholowo cierpkie nuty, pasujące jak ulał do całości. Piwo z najwyższej półki z jednego z moich ulubionych browarów (Ocena: 8,5/10). 

Małym rozczarowaniem okazało się za to moje pierwsze spotkanie z „klasztornym” browarem Brevnov, otwartym przez ludzi odpowiedzialnych za Pivovarsky Dum oraz Pivovarsky Klub. Benedict Speciální Polotmavý IPA 15% ma być chyba taką bardzo treściwą wariacją na temat AIPA, do mnie jednak do końca nie trafia. Bursztynowy trunek z ubitą, kremową pianą ma świetny zapach – karmel, masło w ilościach akceptowalnych, a do tego amerykański chmiel, czyli delikatna sosna oraz wyraźny tropik – brzoskwinia, marakuja i cytrusy. Nice! Wysoka pełnia, słodka słodowość przechodzi gładko w mocno gorzką, choć nieco krótką, wręcz urywającą się pod względem iglakowego aromatu końcówkę. Masło jest również odczuwalne w finiszu – mi nie przeszkadza, ale ja mam raczej ponadprzeciętną tolerancję na diacetyl. Smak tropikalny, alkohol dobrze ukryty. Gdzie więc jest minus? Otóż potencjał aromatyczny zostaje zaprzepaszczony przez nadmierne słodowe rozdymanie. Piwo jest niesamowicie ciężkie, przysadziste niczym słoń, nie wiem czy piłem jakąś imperialną IPA, która by była aż tak bardzo ‘słoniowata’. Po połowie małego kufla piwo niestety zaczyna męczyć. Breżniew a nie Brevnov, jak Łukasz stwierdził. Ale i tak smakowało bardzo dobrze (Ocena: 7/10). 

Tlusta Koala
Niestety Falkon IPA skończył się zanim zdołaliśmy do niego dojść, dammit! Opuściliśmy więc Nota Bene i skierowaliśmy nasze kroki do Prague Beer Museum, które ma dwie zalety – jest otwarte do godziny 3:00, no i ma 30 kranów. Wnętrze było jednak tak bardzo napakowane ludźmi, że zdecydowaliśmy się najpierw pójść na dwa piwa do lokalu Tlusta Koala (ul. Senovazna 8). Otwarte do godziny 2:00, podczas gdy zdecydowana większość knajp w Pradze zamyka przed północą. Całkiem fajne wnętrze w stylu kolonialnym. Wykładziny, meble z ciemnego drewna i kremowe ściany na których znajduje się istny chaos, począwszy od zdjęć w ramkach, po metalowe plakietki z obskurnymi austriackimi browarami czy Beefeaterem. Nadziubdziane ale z wyczuwalną myślą przewodnią, której nie potrafię jednak do końca ogarnąć, a co dopiero wyartykułować. Lokal dla palących, ale na parterze dobrze działają wywietrzniki, pompujące jednak chyba cały dym na piętro, sądząc po siekierowym klimacie panującym u góry. 

Dobre jedzenie (rok temu jadłem tutaj ragout z kangura), nie po to jednak przyszliśmy do Koali . 12 nalewaków, w większości jednak Staropramen w różnych odsłonach. Jedną z nich jest wszakże kremowy Velvet, którego szklanicę wychyliliśmy w try miga. Poza tym tradycyjnie Kocour Višňový Ležák oraz „Tlusta Koala Pivo”, przy którym jednak pisze, że jest to Únětické Pivo 12°, które to wcześniej omyłkowo dostałem w Nota Bene. Złote z ubitą pianą, w zapachu słoma, siano, siano, trawa i siano, oraz zioła, chleb, lekka cytryna. Po prostu klasyczny czeski pils. W smaku słomowo-chlebowe słody świetnie się łączą z silnie aromatycznym żateckim chmielem, uczucie w ustach jest lekko kremowe, a goryczka jest bardzo mocna, rzekłbym szczytowa jeśli chodzi o gatunek. Czuć klasę (Ocena: 7,5/10). 

Prague Beer Museum
Robiło się coraz później, skierowaliśmy więc kroki do Prague Beer Museum (ul. Dlouha 46). Knajpa jest własnością Amerykanina i do niedawna, kiedy to w Zlych Casach otwarto dodatkowy bar z 12 kranami, prowadziła w praskim wyścigu na ilość nalewaków. Wnętrze ciemne i nieco spelunowate, ma jednak klimat. Knajpa jest wymieniana jako jedna z „tourist traps” przez wysokie jak na Pragę ceny, i faktycznie piją tutaj raczej turyści a nie miejscowi. Jednak tourist trap tourist trapem, a po pewnej porze i tak wszyscy tutaj kończą. Krytykowana jest za jeszcze jedną rzecz – przy takiej ilości nalewaków zdarzają się w końcu piwa nieświeże, nie natrafiliśmy jednak w piątek na żadne z nich. Menu składa się w większości z czeskich pilsów oraz ciemniaków z mniejszych browarów. Zawsze jest również jakiś Kocour i jakaś Matuška, a poza tym warzony w Starokladenskym browarze specjalnie dla lokalu Real Deal Ale i inne ciekawostki. 

Taką ciekawostką było Two Tales Bohemian IPA 14%, o którym niczego nie mogę znaleźć na Internecie, poza tym że było miesiąc wcześniej lane również w Pivovarskym Klubie. Nic a nic. Ani o browarze ani o piwie. Google milczy, RateBeer milczy, może pan Zenek coś słyszał? Według menu w Beer Museum jest to absolutnie nowiuteńki browar czeski – podejrzewam że kontraktowy... no chyba że jest to kreacja piwowara domowego? Jakby jednak nie było, piwo jest absolutnie fantastyczne. Puszystopienny bursztyn pachnie inaczej niż się człowiek spodziewa po kolejnym nowym IPA z Europy centralnej. Czuć że wylądowały w piwie US-chmiele, choć cytrusowość jest delikatna, bardziej uwypukloną piwo ma jednak kwiatowość, a i wanilii się trochę znalazło. Głównym aktorem są tutaj jednak czerwone owoce. W cholerę truskawek, a do tego mocna, charakterna goryczka oraz długi, aromatyczny wydźwięk. To jeszcze jednak nie wszystko. W trakcie picia dochodzi bowiem jogurtowość – aksamitna, czysto mleczna. Smakuje niemalże jak truskawkowo-waniliowy shake, a przy tym ze swoją średnią treściwością jest wprost niesamowicie sesyjnym piwem. Mega! (Ocena: 8,5/10

Ostatnim piwem wieczoru był dla mnie polecany przez Łukasza Opat Kvasničák Čokoláda Speciál 13°. Cóż, nie trafiło do mnie te piwo. Wprawdzie nie było takie złe jak pity rok temu w Pradze Opat Kvasničák Švestka, który jechał szambem, ale nie prezentowało sobą również niczego nadzwyczajnego. W zapachu czekolada, czekolada, czekolada,…otwórzcie sobie pudełko startego ziarna kakao, np. Deco Moreno – te piwo właśnie tak pachnie. Ewentualne nutki palone oraz waniliowe, których obecności jednak do końca pewien nie jestem. Niemniej jednak zapach faktycznie coś w sobie ma. Smakowo jest już dużo gorzej. Jakby ktoś do lekko słodkiego ciemnego lagera czeskiego walnął tabliczkę niekoniecznie wysokojakościowej czekolady. Piwo jest wybitnie jednowymiarowe i kojarzy mi się z kuwerturą. Powinno być w sekcji ‘słodycze lekko słodkie’, jest bowiem również lekko gorzkie. Cienkie, ciemne piwo o wątłym ciele (Ocena: 5/10). 

Po drodze do hostelu stanęliśmy jeszcze na Placu Wacława żeby wszamać cheeseburgera w miękkiej bułce z mięsa mielonego z kością i udaliśmy się do hostelu, mijając po drodze kluby, z których wychodziły zjawiskowo piękne amerykańskie turystki. To nie jest bynajmniej sarkazm. Poza tym czapki z głów za poświęcenie – kiecki megakrótkie, gołe nogi i szpilki, a na zewnątrz 4°C. W ogóle turystów w Pradze było multum ze Stanów – przynajmniej w piątek i w sobotę, bo w niedzielę palmę pierwszeństwa przejęli wschodni Azjaci. Miasto tętni życiem nocą, jest fajna, imprezowa atmosfera. O 4:30 byliśmy w końcu w hostelu żeby zregenerować siły na następny dzień. 

Cdn.

Pozostałe części:
II
III
IV
V

restauracje 4047420335176945260

Prześlij komentarz

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)