Loading...

Gdzie jest ogień, tam jest dym

Dwa najnowsze piwa Pinty są, jak na ten browar przystało, kolejnymi gatunkowymi nowościami na polskim rynku piwowarskim. Wycieczki styli...


Dwa najnowsze piwa Pinty są, jak na ten browar przystało, kolejnymi gatunkowymi nowościami na polskim rynku piwowarskim. Wycieczki stylistyczne zaprowadziły piwowarów tym razem do nieodległej Frankonii oraz odleglejszej Irlandii. Wybór gatunku rauchmärzen (Pinta Dymy Marcowe) jawił się jako dość oczywisty, biorąc pod uwagę sukces jakim okazał się zeszłoroczny koźlak wędzony Jak w Dym, ciekawszy wydaje się irish ale Pinta Ognie Szczęścia, jako że jest to styl, który na wiecie nie jest reprezentowany przez zbyt dużą ilość piw. Okazuje się, że Ognie to fascynujące widowisko, z którego jednakże nadmiernie dużo kłębów dymu nie uleciało.

Pinta Dymy Marcowe to dymiony märzen, o ekstrakcie bazowym 13,1% oraz zawartości alkoholu 5%. W składzie jest wymieniony słód dymiony klasycznie, po frankońsku na drewnie bukowym. Zastanawiam się, czy piwowarzy z Pinty poprawnie wybrali kolejność. Wydaje mi się, że większy sens by miało wypuszczenie dymionego marcowego przed dymionym koźlakiem, jako że ten drugi jest bardziej pełnym piwem i częściej wywołuje większe wrażenie od swojego słabszego brata. Okazuje się bowiem, że Jak w Dym zawiesił poprzeczkę tak wysoko, że Dymy Marcowe nie potrafią jej dosięgnąć nawet z wyciągniętą dłonią, a co dopiero przeskoczyć.

Brązowe, ciemne, choć przejrzyste piwo tworzy kremową pianę, której jednak niestety szybko ubywa. W zapachu wyznacznikiem piwa jest karmelowa słodowość z nutą wędzoną, która jest wyraźnie słabsza niż w ikonie stylu Aecht Schlenkerla Rauchbier Marzen, ale również nie dorównuje intensywnością tej z Jak w Dym. Charakterem jest zdecydowanie bliższa dymu ogniskowemu niż wędzonym wędlinom. Spodziewałem się czegoś intensywniejszego…

… spodziewałem się czegoś intensywniejszego. Piwo nie ma zbyt wiele ciała, rzekłbym nawet że jest raczej wytrawne, a przy swojej delikatnej wędzoności jednocześnie raczej mało aromatyczne. Rozumiem, że rauchmärzen to nie rauchbock, ale jest to naprawdę spory spadek formy w porównaniu z Jak w Dym. Po prawdzie, piwo smakuje niczym nieco rozwodniona wersja tego drugiego piwa, z którym każda wędzonka Pinty będzie się musiała mierzyć. Nawet śliwkowo-czekoladowe przebłyski w lekko gorzkim finiszu kierują myśli ku mocniejszemu antenatowi. Nie żeby Dymy Marcowe były złym piwem – co to, to nie, jest to dobre piwo, które pije się przyjemnie, nie spełnia jednak oczekiwań. Za mało ciała i dymu, żeby mogło być ‘piwem do przekąszenia’ (Ocena: 6,5/10).

Pinta Ognie Szczęścia ma wprawdzie jeszcze mniej ciała, ale za to całościowo wyszło o wiele bardziej przekonująco. 11,5% ekstraktu, 4,2% alkoholu, palony jęczmień oraz angielski chmiel Fuggles. Parametry sprzyjające sesyjności? Oj tak, i to wybitnie. Na etykiecie widnieje krzyż celtycki, a nazwa jest zainspirowana celtyckim świętem Beltane. Wywodzące się z ziem ongiś zamieszkałych przez Celtów władających językami goidelskimi (Irlandia, Wyspa Man, część Szkocji), było świętem ku czci rozpoczęcia lata, a przypadało na 5-7 maja. Obecnie, na fali ‘celtyckiego odrodzenia’ weszło w kanon popkultury, a i jest również celebrowane przez konsumentów new age’owych dziwactw spod znaku wicca. Stylowo więc piwo zostało wypuszczone na rynek w maju.

Wizualnie piękny brąz, pianę jest trudno uzyskać, za to jak jest, to niemalże kremowa. Ma to swoje uzasadnienie – nasycenie jest bowiem niskie, co tylko dodaje temu aromatycznemu piwu dodatkowej pijalności. Aż się prosi o azot. Czuć, że nie siłowano się na odwzorowanie ikony stylu, czyli nieco mało charakterystycznego Kilkenny, piwo jest bowiem bardziej podobne do świetnego Wexforda. Czuć więc bardzo przyjemną, karmelową słodowość, orzechy, delikatne nutki palone, lekką owocowość (truskawki), a i również delikatny, zielono-ziemisty chmiel Fuggles. Super!

Piwo jest raczej oszczędnie chmielone (choć goryczka jest), o bardzo miękkim, karmelowo-owocowym smaku, dochodząc w rejony granicy wodnistości, przypatrując się jej jednak z bezpiecznej odległości. Przekonuje w pełni jako piwo sesyjne. W posmaku nutki orzechowe, bardzo delikatne kawowe – wszystko tutaj gra, jest szyte na miarę. Czuć że piwo wyszło zgodnie z założeniami. Byłem rozczarowany, że Pinta w tym roku nie uwarzyła Pierwszej Pomocy, widze jednak że świetny pils ma godną następczynię, co najmniej równie pijalną. To jest wzór piwa sesyjnego – lekkie a jednak nie wodniste. Przy takim nasyceniu aż się prosi o lane z klasycznej pompy. Proszę o więcej! (Ocena: 7,5/10)
recenzje 2203519331304212329

Prześlij komentarz

  1. Dymy Marcowe przy pierwszym kontakcie zrobiły na mnie wielkie wrażenie i oceniłem je bardzo wysoko, ale już przy drugim podejściu - chociaż dalej mi mocno smakowały - już zachwytu nie było. Ogni szczęścia nie mogę się doczekać, bo nie piłem żadnego red ale'a poza wspomnianymi Kilkennym i Wexfordem (a ten drugi mi bardzo smakował).

    OdpowiedzUsuń
  2. A, zapomniałbym - najbardziej z ostatnich Pint zdecydowanie podobało mi się Viva La Vita - czekam na ocenę tutaj, bo w mojej opinii wyszło wybornie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dniach będzie wpis o Vicie. Jest tak wyborna, że te słowo jest niemalże niedopowiedzeniem :)

      Usuń
  3. Mi również Witbier smakował najbardziej z nowości 2012.
    Czy to prawda, że wędzonki przed spożyciem nie należy zbyt mocno chłodzić? Z tego gatunku piłem tylko wymienioną wyżej Aecht Schlenkerla i nie posmakowało mi. może to kwestia zbyt niskiej temperatury?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę że zbyt schłodzona nie może być, bo głębia jest wtedy słabiej odczuwalna. Aczkolwiek, jak się pije piwo przez 20-30 minut, to z czasem się nieco ogrzewa i uwalnia więcej aromatu. Piwa wędzone to ogólnie tak wyrazisty i osobliwy 'gatunek', że wielu ludziom nie smakuje, ale niektórzy z nich przyzwyczają się z czasem do smaku jak inni ludzie do whisky.

      Usuń
    2. Ja tylko dołożę do tego tyle, że fakt czy piwo jest wędzone czy nie, nie ma takiego wpływu na temperaturę serwowania co jego styl bazowy i tak piwo marcowe to około 7-9 stopni a koźlaki to 8-12 stopni.

      Usuń
  4. Ogni na razi jeszcze nie próbowałem, ale Dymy zrobiły na mnie bardzo dobre wrażenie, mają fajną pijalność i spokojnie do meczu można sobie wypić 2 butelki. Wyróżnikiem na pewno są aromaty wędzone które są stosunkowo delikatne i nie dominują nad całością. Mimo, że ja preferuję silne nuty wędzone to zauważyłem, że niektóre osoby wcześniej nie przepadające za wędzonkami dały radę Dymy wypić. I może tutaj leży klucz do zagadki, ponieważ Pinta mi dziś odpisała, że "Jak w dym" było najgorzej sprzedającym się ich piwem. Więc ten sukces nie był jednak ogromny :). Dla mnie koźlak podwędzany był naprawdę świetny o czym świadczyła jego częsta obecność w mojej lodówce, ale może "Dymy Marcowe" zdobędą nowych zwolenników wędzonek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie mów, że Ale Szycha się lepiej sprzedawała... aż się nie chce wierzyć, że tak świetne piwo zalegało na półkach. Jeśli chodzi o mnie, była to jedna z dwóch najczęściej przeze mnie kupowanych Pint. Chyba masz rację, że Dymy Marcowe są na tyle łagodne, że mogą stanowić wędzonkę dla początkujących.

      Usuń
    2. Najważniejsze, że Pinta pod koniec roku zaplanowała powrót "Jak w Dym". Ale szycha myślę jednak, że znalazła więcej amatorów. Zresztą po pierwszej butelce sam stwierdziłem, że to całkiem przyjemne piwko, dopiero jak przeczytałem recenzje Kopyra i wypiłem kolejne to zrozumiałem, gdzie leży problem :)

      Usuń
  5. Ognie Szczęścia są zdecydowanie lepsze niż Dymy Marcowe. Informacja o zbywalności Jak w Dym trochę mnie szokuje. Przecież to było rewelacyjne piwo. Jedna sztuka czeka jeszcze na próbę czasu:)

    Pozdrawiam,
    http://smakpiwa.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)