Loading...

Wędzonki po holendersku

Stolicą piw warzonych na słodzie wędzonym jest wprawdzie Frankonia, niemniej jednak coraz częściej browary rzemieślnicze spoza Niemiec ró...

Stolicą piw warzonych na słodzie wędzonym jest wprawdzie Frankonia, niemniej jednak coraz częściej browary rzemieślnicze spoza Niemiec również wprowadzają w swój asortyment piwa o aromacie ogniskowym. W Holandii są to min. browary Emelisse oraz De Molen – czas więc sprawdzić jak sobie radzą z tym piwnym stylem. Trzeba powiedzieć już na wstępie, że wędzoność (no i może IBU) to de facto jedyne wspólne mianowniki wybranych przeze mnie wędzonek z obydwóch browarów. Abstrahując od tego bowiem, są to dwa zupełnie różne piwa jeżeli chodzi o gatunek, jak i filozofię – De Molen jest eksperymentatorski, natomiast Emelisse po frankońsku zachowawczy.

Piwo o nazwie „krew, pot i łzy” zyskało taką nazwę pewnie ze względu na to, że z użytych doń słodów Holendrzy wycisnęli wszystko co się dało. Gatunek rzadko spotykany, mianowicie stout wędzony, w którym ekstrakt 18°, odfermentowany do poziomu 8,2% alkoholu, został uzyskany między innymi ze słodów czekoladowych, bamberskich wędzonych oraz słodu do whisky wędzonego na torfie. Istnieje również wersja piwa, którą „przez przypadek” – choć nie wiem jakim cudem takie rzeczy mogą się dziać przypadkowo – uwarzono ze słodem do whisky z dystylarni Bruichladdich. Wersja ta nie różniła się etykietą, ale różnicę w smaku było ponoć czuć. Rezultat znalazł uznanie, stąd też później wypuszczono na rynek wersję warzoną docelowo z tymże słodem, leżakowaną w drewnianych beczkach. I z góry mogę zdradzić, że tak jak stouty generalnie często się do leżakowania na drewnie nadają, tak ten stout się i tak pod tym względem wśród innych stoutów wybija. Na etykiecie De Molen Bloed, Zweet & Tranen można znaleźć jak zwykle komplet informacji o użytych składnikach (min. chmiel goryczkowy, jak i aromatyczny Sladek), barwie (EBC 169) oraz goryczce (29 IBU).

Kolorystycznie jest to więc, jak można wywnioskować z oznaczenia, bardzo ciemne piwo, piana zaś jest nadzwyczaj obfita, choć dziurawa i nie do końca trwała. Wystaje jednak początkowo ponad brzeg szkła w formie fantazyjnej koronki, co jest wynikiem dość wysokiego nasycenia trunku, które to, podobnie jak się ma rzecz w przypadku Op & Top z tego browaru, stanowi minus piwa, dodając mu niepotrzebnej ostrości.

W zapachu mocna wędzona nuta łączy się z gorzką czekoladą, palonym słodem i wyraźnym aromatem torfu oraz drewna. Do tego jeszcze delikatna wanilia oraz wyraźny tytoń i obraz jest pełny – te piwo ma w sobie zdecydowanie coś z whisky, leżakowanie w beczkach po szkockiej się wręcz samo nasuwa.

W smaku ekstremalna paloność spotyka się z ekstremalną wędzonością. Aromat ogniska i torfu jest poprzeplatany spalonym do popiołu słodem, za sprawą czego piwo mimo swoich nominalnych 29 IBU jest bardzo gorzkie. Nuty torfowe i dymione świetnie do siebie pasują, tworząc w posmaku wraz z popiołem i ziemistością bardzo wytrawny wydźwięk Bloed, Zweet & Tranen, piwa o charakterze degustacyjno-refleksyjnym. Wersja leżakowana na drewnie musi naprawdę robić wrażenie, mniemam bowiem że jest dodatkowo wygładzona i mniej nasycona. Początkowo byłem nieco oniemiały poziomem wędzoności i paloności, ale te piwo rośnie z każdym łykiem – co jest jak najbardziej pożądaną cechą. Szkoda, że buteleczka miała zaledwie pojemność 0,33l, sądzę bowiem, że po wychyleniu pół litra piwo urosłoby w moich oczach jeszcze bardziej. (Ocena: 7/10)

Emelisse Rauchbier to piwo nazwane prosto z mostu, inaczej niż w De Molen nie silono się na tym polu na oryginalność. Nie tylko zresztą na tym polu, jako że po degustacji stało się dla mnie jasne, że wędzonka z Emelisse jest silnie oparta o frankońskie pierwowzory. No ale w piwie nie chodzi o oryginalność, a o smak i aromat – te zaś w Emelisse Rauchbier są bardzo udane. W zasypie wylądowało pięć różnych słodów, w tym bamberski wędzony na drewnie bukowym, a 16° ekstraktu odfermentowano do poziomu 7% alkoholu. Goryczkowo piwo w liczbach o włos przebija Bloed, Zweet & Tranen (29,2 IBU), ale już jeśli chodzi o mało obfitą pianę unoszącą się nad brązowym trunkiem – odstaje in minus.

W zapachu czuję dym… pełno dymu… z drzewa… ognisko… wędzona karkówka… popiół… witamy w holenderskiej Frankonii! Wyzbyte akcentów owocowych piwo pachnie jak góralska biesiada przy kominku bądź jak silnie mięsna watra na hali. Te piwo to hołd dla klasycznych frankońskich wędzonek, jest tak wyraziście rubaszne, że po prostu nie pasuje do filigranowej buteleczki o pojemności 0,33l.

Do zagryzania płatów boczku znad ognia byłoby jak znalazł, podobnie bowiem jak piwa z serii Schlenkerla, smakuje jakby wyciśnięto do niego wszystkie soki ze świeżo uwędzonej wieprzowiny. Wysoka pełnia i oleista konsystencja przychodzą w sukurs aromatowi, w efekcie czego piwo robi wrażenie płynnej, tłustej, wędzonej szynki. Ten wyrazisty aromat się albo kocha albo nienawidzi, ja jako osoba parskająca na owoce i odżywiająca się głównie mięsem, zjadłem, znaczy się wypiłem ze smakiem (Ocena: 7/10).

Bardzo udana kolacja, znaczy się piwo!
recenzje 6910987409459350211

Prześlij komentarz

  1. Cholernie lubię, wędzonki. Nie wiem tylko czy De Molen w moim wypadku nie jest zbyt wyrafinowanym trunkiem i umiałbym go w pełni docenić, wiem natomiast że czytając o Emelisse pociekła mi ślinka ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wytrzymałem i również skusiłem się na wędzonkę. Skosztowałem niemieckiego Smokey George'a uwarzonego przez browar Rittmayer na bazie szkockiego słodu do whisky suszonego nad paleniskiem opalanym torfem. Wszystko fajnie tylko ja nie jestem fanem whisky. Jednak postanowiłem się z tym piwem zmierzyć.
    Po przelaniu piwa do kufla miałem rozdwojenie jaźni, z jednej strony bardzo przyjemny aromat wędzonym nieco ziemisty, troszkę drewno-popielaty. Z drugiej strony "szpital". Podobno ten zapach określany jest jako fenolowy i jest dla whisky charakterystyczny. Cóż strasznie mi to przeszkadzało. W smaku jest podobnie. Piwo jest dość wodniste, jednak z wytrawnym finiszem. Piwo na pewno nie do końca mi podpasowało, jednak z drugiej strony trudno nazwać je niedobrym. Po prostu oczekiwałem czegoś innego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie pijam żadnych alkoholi prócz piwa, ale aromat whisky mi bardzo odpowiada - w ciemni mam Innis & Gunn Highland Cask, na którego się bardzo cieszę. Niemieckich piw na słodzie od whisky jeszcze nie próbowałem, oprócz Smokey George jest niedaleko w sklepie dostępne Hosl Whiskey Weisse. Kiedyś będę musiał spróbować. Ten Smokey George ma ponoć wyraźny aromat torfu, który bardzo lubię.

    OdpowiedzUsuń
  4. No to udało mi się zabrać za Emelisse Rauchbier.
    Z jednej strony patrząc na nutę wędzoną to piwo bardzo mnie rozczarowało ponieważ była ona bardzo delikatna. Z drugiej strony piwo jest cholernie intrygujące emanującymi z niego nutami chmielowymi oraz dość intensywną ale nie gryzącą nutą alkoholu, którą mógłbym porównać tylko do Aecht Schlenkerla Eiche.
    Zastanawia mnie, czy Emelisse używa do większości swoich piw chmieli amerykańskich. Zarówno w Raubierze jaki i w Espresso Stoucie bardzo wyraźne były nuty żywiczno-iglasto-cytusowe. Do tego Rauchbier miał jeszcze delikatną nutę karmelu oraz śliwkę. Na dzisiejszą temperaturę powietrza piwo było dala mnie trochę za ciężkie. Ale już jesienią chętnie bym do niego wrócił, bo jest bardzo ciekawym trunkiem do spokojnego sączenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dziwne, w moim wędzonka była bardzo wyraźna, niczym w Schlenkerli właśnie. Może recepturę zmienili? A w Espresso Stoucie jak najbardziej - po lekkim ogrzaniu w aromat włączyły się iglaki. To jest w ogóle pyszne piwo.

      Usuń
    2. To co mnie naprawdę zmartwiło to dość uboga w szczegóły etykieta produktu, zupełnie jak w naszych koncernówkach a nie na piwie z browaru rzemieślniczego. Po zapoznaniu się z nią trudno określić, czego się po piwie spodziewać.
      Na swojej stronie producent też nie grzeszy szczegółami. Napisał m.in. (jak dobrze przetłumaczyłem oczywiście), że słód jest wędzony na mokro i aromaty dymione powinny być subtelniejsze, niż w wyrobach z Bambergu. W moim egzemplarzu to się wręcz ekstremalnie potwierdziło.
      Nie mniej widać, że nawet Emelisse potrafi zaskoczyć odmiennością, a jednocześnie trudno - mimo, że piwo odbiegało od tego co przeczytałem na Twoim blogu - powiedzieć o nim coś złego, wręcz przeciwnie koniecznie muszę do niego wrócić :)

      Usuń
    3. Coraz bardziej dziwne się to robi, na mojej etykiecie było wszystko napisane, łącznie z EBC i EBU :) Sprawdziłem opisy na RB datowane w okolicach mojego i tam też ludzie w pierwszej kolejności wymieniają dym, co niektórzy wręcz poza dymem nic innego nie wyczuli.

      Usuń
    4. Może na Birofilii trafiłem na jakiś trefny egzemplarz :)
      EBC i EBU jest ale już skład w postaci: water, gerstemout, hop, gist to dla mnie trochę za mało.

      Usuń
    5. Też racja - i jest to w przypadku Emelisse nagminne. Na Espresso Stoucie w składnikach też nie ma nic o kawie, a na stronie już jest. Pytanie tylko, dlaczego?

      Usuń
    6. Nie rozumiem takiego działania.Po Emelisse, spodziewałbym się raczej otwartości, a osoby które pijają ich piwa pewnie nie pogniewałyby się, jeżeli choćby strona www była bogatsza w informacje. Ale widać nie można mieć wszystkiego więc trzeba nacieszyć kubki smakowe ich piwami, a oczy muszą skupić się na innych informacjach.

      Usuń
    7. Być może kluczem może być niemieckie prawo czystości - muszę się w nie wczytać, bo nie wiem w jakim zakresie obowiązuje piwa importowane - a Emelisse na pewno zależy, żeby swoje piwa w Niemczech sprzedawać.

      Usuń
  5. wolę polskie wędzonki np. z Anmarku

    OdpowiedzUsuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)