Loading...

Berliner Kindl Weisse – Berliner Kindl – Niemcy

Czas na jakiś niepowtarzalny, oryginalny produkt regionalny, mój wybór padł więc na Berliner Kindl Weisse, czyli „dziecko berlińskie”. Ekhem...

Czas na jakiś niepowtarzalny, oryginalny produkt regionalny, mój wybór padł więc na Berliner Kindl Weisse, czyli „dziecko berlińskie”. Ekhem, białe oczywiście. Od razu widać, że piwo z tradycją, wszak chowający się na niebieskiej etykiecie w kuflu urwis to blondynek, więc raczej nie Turek, a to tych drugich dzieci w Berlinie ostatnimi czasy najwięcej. Ciekawostka – za brunatnych czasów NSDAP wyróżniła ten berliński browar tytułem „wzorowego narodowo-socjalistycznego przedsiębiorstwa”. Później, w trakcie drugiej wojny światowej, do dystrybucji piwa używano jeńców wojennych a ilość ekstraktu chmielu wskutek reglamentacji zasobów państwa zmniejszono do 8°, przy czym w przypadku Berliner Kindl Weisse nadal jest stosowana taka ilość ekstraktu. W zadek browar dostał po przegraniu wojny przez brunatną barbarię – zlikwidowano część browaru, a z powstałego w ten sposób odzysku wybudowano w Moskwie zupełnie nowy browar. Niestety nie wiadomo mi, jaki to był browar i czy jeszcze istnieje. Z czasem browar berliński się wykaraskał z kłopotów i obecnie należy do koncernu Radebergergruppe, który z kolei należy do koncernu Dr. Oettker, tak więc „mówimy mrożona pizza, myślimy piwo”. Dobra, czas zabrać się do dzieła.


Po otwarciu butelki do nozdrz dochodzi zapach goździków, który się jednak szybko ulatnia. To, co pozostaje, to mieszanka słodowa typowa dla piw pszenicznych, z nutą cierpkości i białych winogron. Kolor, jak na piwo białe przystało, bardzo blady. Piana gęsta, niestety ulatnia się dość szybko, za to można z niej zrobić wystającą z kufla czapę. Duża ilość drożdży rozłożyła się wzdłuż środka mojego wysokiego kufla w formie spirali, co daje ciekawy efekt wizualny. No i oznacza, że tych drożdży berlińscy piwowarzy nie żałowali. Wedle etykiety, ten tradycyjny berliński specjał należy pić z odrobiną syropu malinowego bądź ziołowego, ale nie mam ochoty marnować piwa i syropu na takie bezeceństwa, przywołujące reminiscencje grzesznych pod tym względem czasów liceum. Uwagę zwraca również mała zawartość alkoholu, mianowicie 3%. Nieświadom niczego więc biorę pierwszy łyk po to tylko, żeby żałować że nie mam w domu syropu malinowego! Tak smakuje piwo do którego się wyciśnie całą cytrynę! Skisnąć nie skisło, do końca ważności pozostały cztery miesiące, trzymane było w lodówce, co tylko może oznaczać, ze ów kwasowy smak jest celowy. I nie jest on kwaskowaty, kwasujący bądź kwaśnawy ale kwaśny fest! Poza kwasem szczerze mówiąc nie czuć żadnego smaku, kwaśna nawałnica bez reszty opanowuje kubki smakowe w takim wymiarze, że człowiek się zastanawia czy to jest piwo, co pije. Śladowy posmak chmielu, ledwie wyczuwalny, przemawia za tym, że coś to-to z piwem ma wspólnego, ale całościowo Berliner Kindl wykrzywia twarz tak, jak zrobiłby to sok cytrynowy. Więc ten urwis na etykiecie pewnie dlatego tak się w kuflu chowa bo wrzucił do kadzi z piwem parę koszy cytrusów. Co ciekawe jednak, na liście składników znajdują się tylko woda, drożdże, ekstrakt z chmielu oraz słody jęczmienny i pszeniczny. Co się jednak okazuje, Berliner Kindl Weisse po odbyciu klasycznej fermentacji alkoholowej, poddane jest fermentacji mlekowej, przez co nabiera charakterystycznej kwasoty. Cóż, jak kto lubi, z pewnością jest piwem orzeźwiającym, ale ja dziękuję za takie wykrzywiające twarz orzeźwienie. Przy następnej okazji spróbuję z syropem, a nuż mnie wtedy do siebie przekona. Pono napoleońscy żołnierze w czasie stacjonowania wojsk Korsykanina w Berlinie, nazwali Berliner Kindl Weisse „le champagne du nord”, czyli szampanem północy. Coś w tym jest, bowiem, te piwo faktycznie w smaku jest dość podobne do bardzo wytrawnego wina musującego, z naciskiem na „bardzo”. Albo wręcz przypomina totalnego, kwaśnego sikacza – prawdopodobnie żołnierze napoleońscy z reguły nie byli zbyt majętni i się u siebie musieli zadowalać szampa-sikami, więc może stąd im się piwo skojarzyło od razu z domowym trunkiem.


Ocena: 3
Berliner Kindl Weisse 3711837577043855584

Prześlij komentarz

  1. Uśmiechnięte piwo, uwielbiam je. W butelkach można dostać od razu z sokiem ("mit schuss"), dla nadmiernie czułych na kwaśność. Inne rozwiązanie - gose z Lipska, również kwaśne, ale nie aż tak, za to w dodatku słone.

    Sour is new hoppy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gose jest czymś do wypróbowania na przyszłość. Ale berliner weisse... brr, nawet nie na bardzo ciepły dzień. A Berliner Kindl mit Schuss się chyba jednak trochę kłóci z założeniem. Rozmyślałem nad maliną albo waldmeisterem jak ostatnio byłem w Niemczech, ale się jednak nie skusiłem. A co do końcowego motta to nie ma szans, żeby kwas mlekowy zastąpił chmiel ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piłem wczoraj to piwo i faktycznie smakuje, jakby to był sok z cytryny. Tylko, że moje piwo było ciemnożółte, wręcz pomarańczowe. Piana bujna, po minucie całkowicie zniknęła. I piwo było bardzo mętne, w ogóle nie przezroczyste. Butelka identyczna jak na zdjęciu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może ze względu na bardzo wyrazisty, inny smak jest to po prostu piwo do którego się trzeba przyzwyczaić. Wypada jednak znać, z tym że mi na razie jedna próba wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
  5. przy okazji różnych wojaży wpadłem i do Berlina. Kolega polecił jako "ciekawostkę"... wyjątkowo kwaśna to "ciekawostka":) także jestem nieprzekonany, pijąc krzywiłem się jakbym pił ciepłą wódkę - ale na pewno komuś tam przypasuję. Jak powyżej - "wypada jednak znać"

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe jestem czy po latach zrewidowałbyś swoją opinie :) .

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Traf chciał, że wpis własnie o tym jest w przygotowaniu :)

      Usuń

emo-but-icon

Strona główna item

Popularne wpisy (ostatni miesiąc)